Impotencja literacka Elwiry


Te tytuły musiały rzucić mi się w oczy. Wielcy zboczeńcy, Wielkie nimfomanki, Miłosne igraszki rosyjskich caryc, Seks w królewskich alkowach, czy nieco mniej seksmarketingowo, ale równie w temacie Carskie polki, Cuchnący Wersal. Odczytany na chybił trafił fragment zadecydował o kupnie pierwszego z tytułów. Niby tak na początek i jak się okazało również koniec. Jednak do rzeczy.
Nie wiem o czym pani Elwira Watała pisze w kolejnych książkach, ale ta, która trafiła pod nasze strzechy po wyfiltrowaniu rzeczy istotnych może zmieściłaby się na pięćdziesięciu stronach. Kto wie, czy nie można by jej uszczuplić do kilkustronicowego artykułu na przykład w Focus Historia. Rozlazłość treści, której esencją jest kilka pierwszych stron każdego rozdziału, a dalej zwykłe wodolejstwo.
Nie wiem jak i czy w ogóle autorka stworzyła jakiś konspekt. Ma się wrażenie, że z pomocą, kto wie czy nie Internetu, wypisała rodzaje zboczeń i wzięła się do pisania. Problem w tym, że albo miała niewielki dostęp do zasobów historii, albo władcy rządzący i mający wpływ na dzieje tego świata nie myśleli tyle o seksie. Stawiam raczej na to pierwsze i przekonany jestem, że przy odrobinie chęci można by stworzyć książkę, od której nie można by oderwać się ani na chwilę. Tymczasem męczymy się z każdą stroną, rozdziałem coraz bardziej. Coś miałoby nieść pieprzyk zawstydzenia, szczyptę niedowierzania staje się utrapieniem. Jeśli będziecie brnąć przez pierwszy rozdział, Kult fallusa, z nadzieją, że kolejny, Dewiacje seksualne, rozkręci wreszcie tempo lektury to muszę was mocno rozczarować. Czy może raczej ostrzec. Nie ważne za którą z dewiacji weźmie się pisarka, czy to kazirodztwo, gwałt, zoofilię lub inne przedstawia na początek przypadki raczej znane interesującym się historią (nie tylko zboczeńców). Dalej czytamy już tylko coś co może być jedynie podejrzeniem, że taka odmiana zboczenia mogła kierować danym osobnikiem. Weźmy nekrofile. Autorka podkreśla, że ten rodzaj skrzywienia ma tylko miejsce gdy bezcześci się autentycznie zwłoki. To raczej oczywiste. Tylko ile z tym ma wspólnego historia na przykład pewnego papieża, którego wykopali z grobu, przejechali się z nim po mieści, ciągnąć go za koniem po ziemi, obcięli głowę i wrzucili jego sponiewierane zwłoki do rzeki? Znaczyłoby to, że cały biorący w tym tłum cierpi na tą przypadłość seksualną? Taki historii jest w Wielkich zboczeńcach upchanych od groma.
Może uległem marketingowemu trikowi z tytułami książek Elwiry Watały. Pewnie za wcześnie chciałem okrzyknąć ją damskim Grahamem Mastertonem, w dodatku z dziedziny historii. Rozczarowanie na całej linii.
Nawet nie myślę sięgać po kolejne pozycje tej autorki, szkoda absolutnie czasu. Nie przemawia za tym również forma i styl  pisania. Nie mówiąc o jej osobistych refleksjach. Opad rąk, książka spada na ziemie, zamyka się i nie chce się jej nawet podnosić.
___
Wielcy zboczeńcy, Elwira Watała, Oficyna wydawnicza Rytm, Warszawa 2007