Zbliżając szklankę można odnieść wrażenie, że za chwile zrobimy łyk najczystszej, niekoniecznie najlepszej gatunkowo, wódki. Drink z dużą dawką czystej. Nie ma niemal nic z tego charakterystycznego posmaku. Campsey raczej nie można się degustować.
To raczej whiskey dla twardogłowych, którzy nie zamierzają poprzestać na jednej czy dwóch szklaneczkach. Cena też przemawia za tym, że nie ma co oszczędzać. Pić do dna i nie myśleć o tym co będzie jutro.
W świecie gdy wokoło preferuje się raczej tradycyjną czystą, ciężko będzie namówić kogoś na wypicie 0,7 Campsey. Mogę się jednak mylić, gdyż w marketach można dostać w promocji nawet 1,5 litrową butelkę.
Jak tak sobie przymknąć oczy to smak Campsey może przenieść nas na jakieś pole bitewne gdzie dla odwagi podawało się żołnierzom whisky. Może to być wojna secesyjna lub jedna z dwóch wojen światowych. Alkohol podsycał ducha bojowego, ale był też dobrym środkiem dezynfekującym.
Sprzedawana w podobnych do tradycyjnych butelek, w których sprzedawana jest czysta wódka, bez dozownika. Nie ma co kryć, cena jest tutaj wyznacznikiem jakości.
___
Alkohol szkodzi zdrowiu