Bielszy odcień czerni


czyli Dimmu Borgir na salonach kontra silna scena black metalowa

Dimmu Borgir
Dimmu Borgir, zdjęcie: materiały prasowe

Czy black metal może być przystępny? Patrząc na to co dzieje się na tej scenie od kilku lat można stwierdzić, że tak. Czy to moda? Cóż, na pewno konsekwencja medialnego szumu. Jednak tym razem prasa, telewizja i internet nie informują o palonych kościołach czy morderstwach. Mówi się o artystach, często zapominając o samej muzyce. Jest szum, jest tłum na koncertach. Pozytywną stroną tej popularności, ku być może zaskoczeniu sceptyków, docenia się jakość i daje szansę wartościowym dźwiękom. Zatem za Behemoth poszła Mgła, Furia In Twilight’s Embrace, Blaze of Perdition, a nawet Bathuska. Czy wciąż myślimy o black metalu?

Zaglądamy do Norwegii, kolebki drugiej fali black metalu. Satyricon czy Dimmu Borgir to dziś pop kulturalna duma tego kraju. Z perspektywy ilości nagrań, wydawanych niemal codziennie płyt to zaledwie kropelka w tym morzu czerni. Tak jest niemal z każdą odmianą metalu. Po heavy metal, był thrash z wielką czwórką na czele. Przyszedł i czas na komercjalizację deathu i złagodzenie black metalu. Czy to wciąż black metal, z jego ideami?

Artysta powie, że to jego korzenie, że chce się rozwijać i iść do przodu. Nikt mu tego nie zabroni. Niczym flecista, który wyprowadził myszy z miasta, dany zespół pociąga za sobą swoich miłośników. To czary. Sęk w tym, że działają.

Dimmu Borgir poznałem w 1998 roku. Zespół wystąpił na festiwali Metalmania, w katowickim Spodku. Chwilę potem stałem się posiadaczem mini albumu Godless Savage Garden. Jednak ulubiona płytą okazała się Death Cult Armageddon. Akurat w tym czasie zachwycałem się filmową trylogią Władcy Pierścieni. Do dziś stoję na stanowisku, że ówczesna muzyka Norwegów idealnie pasowała by do scen bitewnych, z orkami. Tego samego nie powiedziałbym już o jego następcach In Sorte Diaboli i Abrahadabra. Być może produkcja imponująca, ale to miejsce, a przede wszystkim czas decyduje czy coś pasuje i gra z sobą.

Przy okazji najnowszej płyty, Eonian, wokalista Shagrath stwierdza, że zespół chętnie wziąłby udział w nagraniu muzyki filmowej. Czy chciałbym to usłyszeć? Być może gdyby chodziło o film w stylu Mad Max. Bowiem Dimmu Borgir A.D. 2018 to dla mnie kalka Rammstein. Jak to kopia jest bladsza, choć próbuje utrzymać swój blackowy szlif. W trące, w tym miejscu, że nie jestem jakimś fanem twórców Mutter, choć ich występ na żywo obejrzałbym z zainteresowaniem. Podobnie jak zapewne Norwegów.

Żaden ze mnie ekspert od muzyki black metalowej. Już pewniej czuje się przy jej pierwotnych korzeniach niż być znawcą płyt wydanych po fali podpaleń i morderstw. Wiedzę w tym temacie zaczerpnąłem z kilku ciekawych, dostępnych w polskim tłumaczeniu książek. Nigdy jednak nie zatrzymałem się na dłużej przy choćby Mayhem, czy Carpathian Forest.

Do Dimmu Borgir wracam od wspomnianej już Metalmanii 1998. Znam ostatnie produkcje polskiego Behemoth, lubię, nawet bardzo, Immortal Sons Of Northern Darkness Immortal czy Panzer Division Marduk. Słucham, w tym roku, ze szczególnym nasileniem z uwagi na koncert w ramach Metalmania 2018, Anthems to the Welkin at Dusk, Prometheus – The Discipline of Fire & Demise i IX Equilibrium Emperor. Czy potrzebne jest uczłowieczanie black metalu? Uważam, że nie. To niemal podobna opinia jak w kwestii melodyjności death metalu.
Dobra muzyka obroni się sama. Bez cukru.

Wokół płyty Eonian zrobił się oczywisty szum. Następca Abrahadabra ukazał się osiem lat później. To spory szmat czasu, ale lepiej wydać coś rzadziej, a w miarę dobrej jakości, niż zalewać odtwarzacz popłuczynami. Czy Dimmu Borgir przekroczy upragnioną granicę do świata maistreamu? Obawiam się, że tak. Jednak robią to za sprawą wyłożonego budżetu, a nie muzyki jaką zawarli na swojej nowej płycie. Jej problem jest taki, że nie wstrzeliła się w miejsce i czas. Nie ma magii, która oczarowałaby słuchaczy. To produkt. Stwierdzić, że bezduszny, mogło by być odebrane jako pozytywny zamiar, w końcu wciąż obracamy się w kręgach black metalu. Brak ducha to nie zasługa dźwięków, a raczej przemyślanej krok po kroku kampanii. Płyta Eonian jest w niej dodatkiem.

Dimmu Borgir Eonian

Dimmu Borigi - Eonian
Dimmu Borigi – Eonian, zdjęcie: okładka płyty

Otwierający płytę The Unveiling sprawia wrażenie chaosu. Z jednej strony nie wiadomo czy Dimmu Borgir chce przestraszyć słuchacza czy uspokoić go sugerując gdzie byli i skąd przybywają. Trochę to słaba teza, gdy weźmie się pod uwagę, że Interdimensional Summit zna już każdy zainteresowany. Można śmiało stwierdzić, że w to wizytówka grupy A.D. 2018.

Następny na liście Ætheric sprawia wrażenie jakby był już podsumowaniem płyty. Są kolejne wątki, które, jak w przypadku całej zawartości często sprawiają wrażenie przypadkowych. By uczynić niniejszy opis bardziej bluźnierczym wspomnę, że przy Council of Wolves and Snakes mam skojarzenia z 2Tm2,3. Tam też jeden jegomość podśpiewywał w ten sposób (zdaje się, że na płycie Pascha 2000).

The Empyrean Phoenix ma dobry wstęp, po którym wracamy na moment do korzeni zespołu, które wyrywa z podziemia chóralny śpiew. Przebojowo robi się w Lightbringer, melodyjka wystukiwana na klawiszach, do tego niemal heavymetalowa gitara w końcówce.

Niestety już przy I Am Sovereign i Archaic Correspondance dopada nas znużenie, odnosi się wrażenie, że to wszystko zatacza koło, gdzieś już było i to w dużo lepszej formie.
Alpha Aeon Omega przykuwa narracją, na którą wznosi się klątwa gitarowego riffu, z którego znów wybawia się nas chór.

Finałowy Rite of Passage mógłby nastąpić zdecydowanie szybciej. Jego przystępna forma przykuwa na powrót uwagę do dźwięków płynących z głośników, pobudza do refleksji.

Gdyby zmienić styl grania gitary czy byłby to jeszcze Dimmu Borgir? Szczególnie, że ze perkusja gra tu rzeczy kojarzące się z progresywnym rockiem (Darray idzie w ślady Mittloffa z Riverside?). Ciekawe jak mocno zespół oddany jest swoim korzeniom, a na ile miałby odwagę porzucić je całkowicie. Progresywni słuchacze bywają konserwatywni.

Zaleta zaś byłaby szybka rozpoznawalność, a z drugiej strony szybkie znużenie materialem. Niby na Eonian wszystko gra, ale od tak bądź co bądź doświadczonej grupy chciałoby się więcej. A tak nowa płyta norwegów nie odstaje poziomem od InSammer, których to twórczości jeszcze daleko od zachwytu. Może zespół kiedyś chciał pójść drogą obraną przez Therion, ale pomylił zjazd i kieruje się w zupełnie inne regiony. Czy zbłądzi do reszty?

Nie ma wątpliwości,że Dimmu Borgir jest na drodze do dojrzałości, którą jeśli osiągnie wzniesie się na poziom bliski manstream. Dziś to faza wybitnie przejściowa.

Epiog

Black metal ewoluował. Wielu zaczyna od korzeni, ale w 2018 roku jest on w miejscu, w którym dojrzał i zmężniał. Są na to dowody, które zarówno z płyty jak i na deskach sceny potrafią przemówić do słuchacza w sposób przekonujący i ekspresyjny. Nie szukajcie tego w Dimmu Borgir. Oni odpłynęli w siną dal. Co na dobry początek? Proponuje Deus Mortem, moje ostatnie odkrycie.
___
Płyta Dimmu Borgir Eonian, wydawca Nuclear Blast, 2018