Polecano mi Wino truskawkowe z powodu dialogów. To najczęstsza zachęta. Wreszcie nadarzyła się okazja.
Przyznaje, bywa zabawnie, jak to przy dobrym winku. Nie mniej cała fabuła już nie jest taka do śmiechu. Film w reżyserii Dariusza Jabłońskiego to dla mnie kolejna polska Prosta historia[1]. Prowincjonalne miasteczko, gdzie wrony zawracają i wszyscy się znają. Na tle tego wpleciono historię, równie nie skomplikowaną co charaktery bohaterów.
Patrzyłem i pomyślałem sobie, że z pewnością znaleźli się tacy, którzy film oglądali ze względu na scenerię. Ożywiali się przy nie jednej scenie wykrzykując przecież to jest tam… Pamiętam gdy oglądałem Duże zwierze. Prostą historię Jerzego Sthura nakręconą w Tymbarku, miejscach gdzie urodził się i wychowywał mój dziadek. Często tam bywałem w dzieciństwie. Oglądając przemierzającego uliczki i ścieżki tego miasteczka Zygmunta Sawickiego (w tej, głównej roli sam reżyser) z wielbłądem serce się mi ściskało.
Zwiedzamy świat. Przemierzamy kilometry po Afryce, a nie raz jedynie z ekranu uświadamiamy sobie, że mamy też swój spokój i niepowtarzalny urok miejsc gdzie nie dotarły wielkie korporacje i sieci handlowe. Życie tam ma swój własny bieg, a że nie raz dopingowany jest winem, bywa, że o smaku truskawkowym? Takie już to miejsce na Ziemi.
___
[1]- film w reżyserii Davida Lyncha, scenariusz John Roach