Tides From Nebula – Earthshine


Nazwa Tides From Nebula zaistniała w mojej świadomości dzięki ich koncertom u boku Blindead. Występów nie widziałem, ale często przysłuchiwałem się zamieszczonym utworom na oficjalnym profilu MySpace. Debiutanckiej płyty nie kupiłem. Klimatyczne dźwięki psuła mi monotonna gra perkusji. Może takie było założenie aby słuchacz poprzez trans wpadł w śpiączkę. Mnie jednak reszta instrumentów nakręcała pozytywnie. Kiedy przy okazji wydania drugiej płyty obwieszczono światu, że jej produkcją zajmie się sam Zbigniew Prainser nie zastanawiałem się długo. Przed premierowo zamówiłem ją razem z Luxtorpędą w jednym z multimedialnych sklepów internetowych.

Earthshine towarzyszyła mi przez kilka późnych wieczorów kiedy kładłem się spać. Po zabieganym dniu miło było odpłynąć do krainy snu przy tej muzyce. Trudno domniemać na ile nazwisko słynnego kompozytora miało wpływ na całokształt tej płyty. Nie wyczuwam tu żadnego nadmiaru niepotrzebnych nut. Tides From Nebula udała się nie łatwa sztuka. W zgrabny sposób poukładano wszystkie takty, tak aby nie zmęczyć słuchacza nawałnicą brzmień i kolejnych nakładek poszczególnych instrumentów. Brawa tym większe gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że mamy do czynienia z muzyką instrumentalną.

Udana płyta. Przypomniała mi o takich wykonawcach jak Anathema. Nie grzebie jednak w skrzyniach i nie szukam płyt Anglików. Płyta Earthshine zapewnia długie obcowanie z muzyką na wysokim poziomie.
___
Płyta Tides From Nebula Earthshine, wydawca Mystic Production 2011