Potworna rozrywka


Orlen Monster Jam® to inauguracja europejskich imprez w amerykańskim stylu. To również początek tzw. szerokiej platformy marketingowej firmy Orlen mającej na celu promocję wydarzeń podobnych do tej jaka miała miejsce 30 maja na stadionie śląskim w Chorzowie.
Komplet publiczności zebrał się by podziwiać rywalizację specjalnie skonstruowanych półciężarówek o masywnych kołach. Zobaczyć można było wielokrotnych mistrzów świata: Grave Digger® i Maxiumum Destruction®. Jednak ten drugi już przy pierwszym starcie doznał kolizji i dalsze jego poczynania nie wzbudziły takich zachwytu jak choćby wspomnianego wyżej Grave Digger®, El Doro Loco®, czy Verva® – pierwsza półciężarówka sponsorowana przez polską firmę, prowadzono przez Marka McDonalda.
Na stadionie śląskim zaprezentowano dwie konkurencje. Wyścig równoległy, podczas którego auta robiły półtorej okrążenia. Kto pierwszy przekroczył białą granicę był zwycięzcą. Druga okazała się zdecydowanie atrakcyjniejsza. W czasie półtoraminutowego pokazu, tzw. freestyle, kierowcy robili wszystko by zdobyć serca widzów. Oliwy do ognia dolewano poprzez bezpośredni kontakt kierowcy z publicznością. Każdy z nich po zakończonym pokazie ruszał na wybrany sektor by wręczyć gadżety ze swoim logo.
Mówią o nas, że jesteśmy żywo reagującą publicznością. W momencie wykonujemy polecenie konferansjera, klaszczemy, krzyczymy. Mamy w tym swój styl i może fakt jego nie powtarzalności zwraca na siebie uwagę.
Podczas imprezy na stadionie śląskim, wszczepiono w nas coś co przybyło wraz z Monster Truckami zza oceanu. Wystarczy wyciągnąć rękę trzymającą choćby koszulkę z zamiarem wręczenia jej komuś, a cały czterdziestotysięczny tłum zostaje owinięty wokoło palca. Cała operacja przebiega stopniowo, ale dodaje odwagi coraz większej ilości, aż na koniec cała impreza kończy się wielkim gwarem, oklaskami, które stają się częścią show zakończonego fajerwerkami.
To tylko refleksja. Warto bowiem brać udział w wydarzeniu, podczas którego tylu ludzi umie przyjąć jedną minę – uśmiech radości. Bawić się, śmiać, oklaskiwać, krzyczeć w niebogłosy. Dla tych kilku godzin pozostawić codzienność za bramą stadionu i uczestniczyć w dobrze zorganizowanej imprezie. Że wszystko ma cel marketingowy? Tak, zgadzam się, ale nie wplątując w to cząstki reklamy nie jesteśmy dziś w stanie nic zrobić. Możemy się zastanawiać gdzie i kiedy jesteśmy urabiani przez wielką machinę show biznesu. Tylko poco zaprzątać sobie tym głowę? Ktoś był nachalny, narzucał się? Nie! Każdy był tam z własnej nieprzymuszonej woli. Jedynie fakt zaporowych cen oryginalnego marchandise sprawiał, że nie można było poczuć się do końca amerykańsko. Jesteśmy sobą.