Sphinx nie Fenix


Piątek. Premiery kinowe. Robimy rodzinny wypad na Potwory kontra obcy w wersji 3D. Przed seansem postanawiamy coś zjeść na miejscu, w Centrum Handlowym Silesia City Center. Wybór pada na restaurację Sphinx. Na miejscu, przed samym wejściem naszym oczom ujawnia się napis Fenix. O co chodzi? Pytam na dzień dobry o powody zmiany nazwy firmy. Dowiaduje się, że nowe nazwy przyjęły jedynie restauracje właśnie w Katowicach i Poznaniu. Pytań nie brakuje. Wystrój wskazuje na brak większych zmiany w stylu jakim charakteryzuje się, już teraz w pozostałych miastach, Sphinx. Zostajemy, siadamy do stolika, który sami wybraliśmy, pierwsza różnica w stosunku do oryginału.
Menu w szacie graficznej podobne, oferta również. Zamawiamy zestaw dziecięcy z kurczakiem, sałatkami i frytki dla małego, a dla nas Big Fenix, czyli wielką wyżerkę składającą się z różnego rodzaju mięs, plus sałatki i frytki. Każdy dostaje półkę i zestaw sosików – pikantny, czosnkowy i ten trudny do określenia, w kolorze różu, o smaku majonezowym; czyli znów nawiązanie do przeszłości tego miejsca. Ten drugi pozostawia nie miły posmak.
Dobra kawa niesie nadzieję na resztę. Bezkonkurencyjny sok z czarnej porzeczki firmy Toma. Krótki czas oczekiwania, ale niestety na tym pozytywne wrażenia się kończą. Tylko fakt wielkiego burczenia w żołądkach sprawia, że jemy cokolwiek.
Pierwsze rozczarowanie to sałatki. Przypominają te kupione w wielkich plastikowych wiadrach, nazywane przeze mnie masowymi, jałowymi, prawie bez smaku. Frytki zjadliwe, ale z czym je jeść? Żeberka zimne, żylaste. Dawno nie odważyłem się na wzięcie mięsa w ręce, odkładając sztućce. Staram się coś obgryź, ciężko to wychodzi przy żylastym kawałku. Bezsmak i zimno odrzucają. Filet z kurczaka, również w zestawie dziecięcym, zupełnie bez smaku. Wszystko co najwyżej letnie. Zupełna klapa.
Zostawiamy napiwek dla kelnerów. Znacząco mniejsza ich ilość, ale oddać im trzeba pokłon za zaangażowanie i szybkość.
Po powrocie do domu, przed napisaniem tego tekstu szukam jakiś informacji na temat tej poronionej metamorfozy. Nie wiem czy na świecie może dojść do takich paranoi jak w tym kraju. Były członek zarządu firmy Sphinx tworzy twory, które od logo po wystrój do złudzenia przypominają swój pierwowzór. Jeszcze nie spadł zapał kelnerów, ale pytanie jak długo, kiedy będą podawać takie potrawy. Wszak to w restauracji jest najważniejsze. Stawiałem na sprawdzoną markę gdy przychodziła mi ochota na stricte mięsne potrawy. Niestety pozbawiono mnie mojego wyboru w Katowicach. Nie zamierzam korzystać więcej z oferty firmy Fenix. A Sphinx staje się w tym momencie atrakcją w innych miastach, do których będę zaglądać. Oto po raz kolejny ludzka chciwość niszczy dobre imię/markę, stawiając na brak profesjonalizmu podpierający się dobrym imieniem czegoś dobrego, smacznego.