czyli oczekiwać nieoczekiwanego.
Deus Mortem, zdjęcie: materiały prasowe |
Trasa Behemoth Phoenix Rising Tour w 2012 roku nie wzbudziła mojego zainteresowania. Dziś można rzecz mój błąd. Jednym z gości była grupa Deus Mortem (plus Blindead i Morowe).
Jeszcze do kwietnia tego roku nie słyszałem ani jednej nuty w wykonaniu tej black metalowej ekipy.
Wiosną, podczas festiwalu Metalmania 2018, stała się rzecz ciekawa. Koszulki z nadrukami wciąż są na topie. Setki wzorów wśród obecnych w Spodku. To chodzące żywe reklamy zespołów każdej odmiany ekstremalnego metalu. Nie wiem kto jeszcze spostrzegł gościa z warkoczem w białym t-shircie z wielką kostuchą na plecach. Minąłem go kilka razy przy małej scenie, a na koniec zobaczyłem na niej. Był to Necrosodom, wokalista występującej tego dnia Anima Damnata. Ustaliłem później, że miał na sobie koszulkę Deus Mortem.
Grupa istnieje od 2008 roku. Na jej czele stoi wspomniany Marek Necrosodom Lechowski. Zaprosił on do wspólnego grania Zbigniewa Inferno Promińskiego z Behemoth. Ich aktywność określiłbym jako oszczędną choć wielce wartościową.
Oprócz nagrań studyjnych, zespół poszczycić się może koncertami u boku takich nazw jak Mayhem, Asphyx, Bulldozer, Azarath, wspomniany Behemoth czy Blindead. Deus Mortem zadebiutował w 2011 Epką, czy raczej singlem, Darknessence. Krótką, zwartą i bezkompromisową.
Darknessence
W tym miejscu wtrącę swoją wieloletnią tezę, że lepiej mniej, ale na najwyższym poziomie.
Otwierający EPkę Receiving the Impurity of Jeh wydaje się być światełkiem w tunelu, wabikiem, za którym jeżeli podążycie, wpadniecie w wir. The Knell to przeróbka Sigh, jest jak nieprzejednana trąba powietrzna nie pozostawiająca nic na swojej drodze. Szaleńcze, bezlitosne tempo.
Po takim ciosie chce się jeszcze. Deus Mortem wydał w 2013 roku płytę
Emanations of the Black Light
Gdyby szukać wyróżników dla każdego dźwięku i chwalić to co oryginalne człowiek szybko by się znudził albo miał w zbiorach parę płyt na krzyż (słowo użyte przypadkiem nagle nadało treści kolorytu). Muzyka powinna się przeplatać, to co wielkie z tym co nowatorskie. Deus Mortem w tych ramach się odnalazł. Dbałość o brzmieniowe i produkcyjne szczegóły idąca w parze z bezkompromisowością.
Słucham Emanations of the Black Light i zastanawiam się dla kogo w tamtym czasie powstała ta płyta? Chyba nie po to żeby starzy wyjadacze pograli sobie dla samej przyjemności. To, że satysfakcja jest w tej muzyce to się słyszy. Jak sprawić by ciężar był lekki? To tajemnica Deus Mortem. Nie liczcie na litość.
Na wschodzącej fali bycia black, ale żeby się przy tym nie napocić, Deus Mortem postawił na korzenie, zasypując je czarną ziemią, która daje oddech. Wabik? Zwiedzie was. Znasz? Nie jesteś pewny.
Demons of Matter and the Shells of the Dead
Tej Epki nie sposób zignorować. Ciekawość gubi owady w pajęczynach. Deus Mortem nie pozostawia złudzeń. Wpadacie w sieć pająka, stąd już nie da się wydostać.
Deus Mortem zawsze będzie miało swoje miejsce i czas. Szybki, zwrotny, nieprzejednany, bez cienia wątpliwości i zawahania. Demons of Matter and the Shells of the Dead rozwija i jednocześnie zamyka kanon. Tak krótki materiał to rozsądne podejście. To wisienka na torcie, ale taka marynowana w spirytusie. Apogeum? Powstaje pytanie co dalej?
Nikt nie układa strategii, planu. Droga Deus Mortem jest konsekwentna i niewykalkulowana. Tylko cel wydaje się od początku jedyny i słuszny: grać bez kompromisów. Grać ciekawie, przykuwając uwagę, tutaj godne odnotowania są nie tylko szybkie tempa, ale zapadające w pamięci solówki.
I co dalej? Oczekiwanie na to co nieoczekiwane.
___
EP Darknessence, 2011, wydawca Witching Hour Productions, 2011
CD Emanations of the Black Light, wydawca Strych Promotions, 2013
EP Demons of Matter and the Shells of the Dead, wydawca Malignant Voices Productions, 2016
Bandcamp: deusmortemofficial.bandcamp.com