The Ultimate Incatation (1993, Earache Records)
Kto około roku 1991 trzymał choć jeden egzemplarz Thrash’Em All ten wie, że priorytetem już wtedy dla tego pisma stawał się olsztyński zespół Vader. Reszta prasy niezbyt była skłonna aby poinformować o tym, że zespół podpisał kontrakt z liczącą się na metalowym rynku firmą Earache. Gdy tylko płyta The Ultimate Incantation ukazała się na polskim rynku za pośrednictwem firmy Carnage postanowiłem się zapoznać się z muzyką olsztynian.
Death metal w stylu Morbid Angel – tak jednoznacznie i krótko linijnie szufladkowałem Vader od tamtej pory. Klimat i brutalność ta sama. Na przemian z Covenant Morbidów The Ultimate… stało się moją ulubioną płytą kiedy przyszła ochota na prawdziwe porządne mocne granie. Wielki to i znaczący debiut. Śmiało można mówić już o klasyce metalu, a nawet rocka. Tak moi mili fani rocka, warto się zapoznać z tą produkcją choćby tylko dlatego aby przekonać się jak brzmiała płyta zespołu, który jako pierwszy odniósł znaczący i wielki sukces poza graniami naszego kraju. Myślę, że wkrótce okaże się, że nie tylko dlatego warto było wsłuchać się w te dźwięki.
___
Tekst archiwalny z 2002
De Profundis (1995, Impact Records)
Drugi pełny materiał olsztynian. Oczekiwania wielkie. Spełnione! Płyta dojrzała, z doskonałą produkcją. Nie tylko umocniła ona pozycję Vadera na świecie, ale stała się dla mnie najlepszą płytą z gatunku ekstremalnego death metalu. Według mnie to najlepsze rozwinięcie Reign In Blood Slayera jakie do tej pory dokonano. Szczerze polecam.
___
Tekst archiwalny z 2000
Black To The Blind (1997, Impact Records)
Po doskonałej produkcji jako szczycił się De Profundis zespół nagrał płytę, której brzmienie jest o wiele bardziej brudne i szorstkie. Dla mnie było to z początku rozczarowanie. Liczyłem na pójście za ciosem, a faktyczny stan rzeczy kojarzył mi się z krokiem w tył wykonanym przez zespół. Kiedy dziś (lipiec 2002) słucham tej płyty powiem Wam, że nie mogło stać się lepiej niż to uczyniono! Kompozycje bronią się doskonale, a to za sprawą właśnie brzmienia. Na tej płycie znalazł się mój number one Vadera – utwór Carnal. Niesamowity czad i nagłe zwolnienie w czasie, którego słyszymy głos Petera recytującego kolejne linijki tekstu, by po chwili znów uderzyć ścianą niesamowitych dźwięków, a za moment znów głos Petera. Często wracam do tej płyty choćby właśnie ze względu na Carnal. Sama płyta też nie jest za długa, co w przypadku takiej energii bijącej z głośników jest naprawdę wystarczające. Kolejna dobra płyta olsztynian.
___
Tekst archiwalny z 2002
Kingdom (1998, Impact Records)
Minialbum Kingdom przyniósł wiele kontrowersji. Vader zabawił się elektroniką co nie którzy oddani bracia i siostry nie umieli pojąć. A przecież Kingdom to przecież przede wszystkim utwór tytułowy, jakby nawiązujący do Carnal, ale wolniejszy, motoryczny. Dalej Breath Of Centuries z wręcz punkowym zacięciem, ale rzecz jasna przyprawiony sosem stricte vaderowskim. Kingdom można uznać za ciekawostkę, ale co ważne, ciekawostkę wartą fatygi zapoznania się z nią. Jako większą zachętę napisze tylko, że elektroniczna wersja Carnal wykorzystana został w filmie Gniew, co warte podkreślenia jest ot najciekawszy moment filmu i w dużym stopniu to zasługa właśnie muzycznego tła.
___
Tekst archiwalny z 2001
Live In Japan (1998, System Shock/Impact Records)
Mamy polską Made In Japan. Nie jesteśmy gorsi od Anglików, Szwedów, itd.! A wszystko dzięki Vader czyli już z całą pewnością możemy mówić o naszym zespole numer jeden poza granicami Polski. Inna sprawa, że jest to raczej płyta dla najzagorzalszych zwolenników. Nie polecałbym jej komuś, kto chciałby się zapoznać tylko z jedną produkcją zespołu. Nawet pomimo faktu, że mamy tu takie perełki jak kower Slayer. Inna sprawa płyta studyjna z muzyką death metal, inna – płyta koncertowa. Niestety jak dla mnie grupie nie udało się osiągnąć zadawalającego mnie efektu. Zresztą do czasu jej wydania nie udało się to jeszcze żadnej death metalowej grupie, która wydała swój koncert w postaci oficjalnego CD.
Litany (2000, Metal Blade)
Płyta ta to najlepszy dowód na to, że nie powinno wierzyć się recenzentom. Czytając to co napisali wywnioskowałem, że zespół poszedł drogą Black To The Blind. Materiał podobno powstawał prędko i być może stąd te skojarzenia z Black… Jednak jest jedna duża różnica – brzmienie! O ile przy Black… nie odpowiadało mi w ogóle to na Litany jest wręcz doskonałe. Selektywne, można usłyszeć niemal każdy nutę. Sama konstrukcja utworów to rozpędzone, krótkie kompozycje ze świetnie w komponowanymi zwolnieniami tempa. Litany było nominowane do Fryderyków w roku, w którym nagrodę dostało Acid Drinkers za płytę Amazing Atomic Activity. Z całym szacunkiem dla poznaniaków, ale tamta statuetka należała się Vaderowi, ale kto się tym przejmuje. Czas jest po stronie olsztynian i o Litany na pewno będzie się częściej jeszcze nie raz mówić, nić o niezwykłej atomowej aktywności kwasożłopów.
Revelations (2002, Metal Blade)
Newsy, raporty ze studia nagrań, artykuły w prasie mającej z muzyką tyle wspólnego co nic. Rozgłos ogromny. Vader nagrywa płytę. To znaczy już ją nagrał i cieszy się nią już cały świat. Tak tak są powody do radości, bowiem po raz kolejny za sprawą takich perełek jak Epitaph, Whisper, When Darkness Calls, The Code czy Revelations Of Black Moses. Sporo jak na jeden krążek prawda? Nie, nie reszta nie ustępuje w niczym, ale to te utwory od samego początku przykuwają uwagę najbardziej. Pierwszy z nich otwiera całą płytę. Naprawdę już od pierwszych taktów można się zdziwić i wiadomo, że nie będzie to kopia Litany tylko coś nowego w dorobku Vader. W drugim z wymienionych mamy specjalnego gościa – panie i panowie gościnie wspomógł w wokalnie Petera sam Nergal z Behemoth! Kolejne dwie kompozycje to moje absolutne faworyty na Revelations. Nie przypominam sobie by kiedykolwiek Vader grał w taki sposób. Wspaniałe! Przypominają się piękne czasy kiedy to triumf wiódł thrash. Oby więcej takich kompozycji w przyszłości chciałoby się rzec. Znając jednak Vader pewnie znów wymyśli coś innego w przyszłości. Tym razem pomysłów również nie zabrakło. Poszczególne kompozycje oparte są na kilku wątkach, czego najlepszym przykładem może być ostatnia z wyżej wymienionych kompozycji. Siedmio minutowy wręcz epicki utwór, przy którym na pewno na dłużej się zatrzymacie. Wszystko to ozdobione doskonałą okładką i równie taką samą produkcją. Fanom metalu tego zespołu nijak nie trzeba już rekomendować. Co się tyczy fanów rocka, którzy coś tam o death metalu słyszeli, ale ten hałas i w ogóle otoczka, napiszę, że macie kolejną okazję do tego aby zapoznać się z muzyką death metal na najwyższym światowym poziomie. Nie wierzę iż ktoś kto ma ucho wyczulone na dobrą muzykę tej płyty nie doceni. Szczerze polecam!
___
Tekst archiwalny z 2002
Blood(2003, Metal Blade)
Kiedy zobaczyłem okładkę Blood od razu wyrwało mi się – genialna! Vader miał już kilka świetnych okładek, ale ta przebija wszystkie. Kiedy wsłuchując się w muzykę zacząłem przyglądać się jej bardziej przyszło mi do głowy skojarzenie z God Hates Us All Slayer. Zaznaczę tu od razu, że chodzi mi o samą idee a nie kopiowanie pomysłu.
Revelations stało się moją ulubioną płytą zespołu. Ucieszyłem się więc na wieść iż w nasze ręce trafią pozostałe utwory z tej sesji oraz dwa świeżutkie numery. Epka o nie wiele krótszym czasie niż płyta długogrająca. Mimo to wydawca polski w końcu rozróżnił Ep od Lp i płytę można kupić po niższej cenie (przynajmniej tak jest w moim ulubionym sklepie muzycznym – hello All!).
Całość otwiera Shape-Shifting. Wstęp, Peter krzykiem dający o sobie znać i cała maszyna rusza. Zmiany tempa, nagłe pauzy. We Wait, jakby wolniejszy, przypominający Kingdom. Son of Fire – bardzo obrazowy, skondensowane uderzenie bez litości. Podobnie następny po nim As The Fallen Rise. Traveler nie da ci odetchnąć. Cały zespół rozpędzony gna ku When Darkness Calls, znany z Revelations, z prześwietnym thrashowym riffem. Vader choć wciąż w pełni świadom własnych deathowych korzeni, potrafi świeżo i otwarcie spojrzeć na świat innych dźwięków. Potrafi też w genialny i tylko na swój własny sposób zinterpretować utwór Thin Lizzy – Angel Of Death.
Vader to klasa sama w sobie. Blood to w żadnym przypadku skok na kasę. Blood to kolejny kawał solidnej dawki doskonałej muzyki, który umili wam czas dłużej niż do momentu wydania kolejnej dużej płyty przez zespół.
___
Tekst archiwalny z 2003
The Beast (2004, Metal Blade)
Na wydanym kilka dni wcześniej singlu zobaczyć można było raport ze studio, w którym rodziła się Bestia. Zespół, głównie w osobie Petera, wyjaśniał aspekty powstania nowego krążka. Rzecz jasna głównym daniem singla były dwa nowe premierowe utwory – Dark Transmission oraz Firebinger. Pierwszy z nich ze świetnym wstępem, nabierający szybkości, aby w momencie wyhamować wokalem Petera. Drugi, cięższy, bardziej masywny. Wniosek był jeden – można spodziewać się po The Beast różnorodności.
Cenię Vader za poczucie smaku i odpowiednie wyważenie mikstury, to znaczy za czas ich płyt. W myśl zasady, że lepiej spowodować u słuchacza odruch ponownego odpalenia odtwarzacza niż, co gorsza żeby znudzony wyłączył płytę w trakcie słuchania. Pierwsze przesłuchanie, to najbardziej ekscytujące, kiedy wyłapuje się te najbardziej odkryte smaczki. I tutaj na pierwszy plan wysunąłbym The Sea Came In At Last. Nie wiem czy tym którzy jeszcze nie słyszeli tej płyty nie zepsuję niespodzianki, ale to coś czego jeszcze w wykonaniu tego zespołu nie było. Klimat i ciężar przeniesiony w całkiem inne miejsce niż to czynił dotychczas Vader. To jednak nie jedyna niespodzianka, że uprzedzę jeszcze wstęp do zamykającego płytę Choices.
Nie samymi niespodziankami jednak nowa płyta Vader stoi. Zespół to doświadczony i swój styl ma, a że wciąż poszerza swoje granice rozwoju. Nie wnikam w tym momencie ilu jest za, a ilu przeciw. Napiszę co ja myślę. Vader bowiem według mnie definiuje dziś istotę metalu. Nie, nie death metalu. Kiedy wydaje się, że wszystko zostało już powiedziane w muzyce i tylko pozostaje w sposób ciekawy łączyć ze sobą odpowiednie historie Vader dokłada do tego swoje, wcale nie małe trzy gorsze. Thrash, czy wręcz heavy, death, a nawet doom. Oblewa to wszystko własnym rozpoznawalnym brzmieniowym sosem i powstaje kolejne dzieło. Uniwersalne w swej wymowie, ponad czasowe. I nie tyczy się to tylko The Beast. Czyż bowiem kiedy Bestia jest już z nami jej poprzedniczka Revelations się zestarzała? Nie! I nie sądzę aby zestarzeć miały się Znaki Bestii.
Vader nie spuszcza z gazu, powala, niszczy, miażdży i wciąż pędzi do przodu (te riffy! mistrzostwo!). Pozostanie choć przez chwilę z tyłu sprawić może, że nie dogonisz go już nigdy. Nie knebluj własnego wnętrza, otwórz je dla kolejnego dźwiękowego misterium. Jeśli jednak nie miałeś do czynienia z muzyką olsztynian, nie zastanawiaj się dłużej! Vader nagrał kolejny krążek, definiujący istotę metalu XXI wieku.
___
Tekst archiwalny z 2004
Night Of The Apocalypse (2005, DVD, Metal Mind)
Trzy koncerty. Jeden szczególny. Zagrany przed Metalliką na chorzowskim stadionie Śląskim. Pamiątka z tamtego wieczoru oraz dowód, że zespół brzmiał bardzo dobrze i ich występ celem rozgrzewki był słuszny.
Kolejny występ to Metalmania 2003. Tu już oprócz dobrego przyjęcia ze strony publiczności mamy ciemności i światła atuty dosyć istotne jak na tak wielką scenę.
To jednak dodatki. Daniem głównym jest koncert zarejestrowany w krakowskim Krzemionki TV Studio. Jestem przeciwnikiem tego miejsca. Publiczność spięta i choćby nie wiem jak nadzieje pokładał Peter lider zespołu to faktu teog nie zmienii. Koncert bardzo dobry. Śwetna gra świateł, dobre brzmienie, a jednak nie wiem czemu z większą przyjemnością ogląda się koncerty zamieszczone w dodatkach.
W dodatkach zamieszczone zostały również wywiady. Z Peterem, z Mauserem i Simonem oraz z Peterem i Docentem. Cenniejsza to tym bardziej pamiątka jeśli weźmie się pod uwage iż Doc nie często udzielał wywiadów.
The Art Of War (2005, Regain Records)
Bez litości. Vader postanowił użyć broni za jaką tęsknili wszyscy malkątenci kręcocy nosem na ostatni duży album The Beast i pozbyć się ich wszystkich. Wystarczyła krótka seria, zaledwie cztery kompozycje plus dwa przeładowania w postaci introdukcji. Jeśli ktoś jak ja myślał, że grupa zrobiła zwrot i cofnęła się, to już wyprowadzam was z błędu. Jest brutalnie, mocno, ale znów jest to zupełnie inne spojrzenie na takie dźwięki niż miało miejsce do tej pory. Oczywiście, że słychać od pierwszych taktów, że to Vader, to jest nieuniknione, ale The Art Of War to kolejna nowa jakość w dorobku grupy.
Szczególny to krążek również ze względu na jego produkcję. Peter oddał ją całkowicie w ręce braci Wiesławskich. Przyznam, że podchodziłem do tej kwestii sceptycznie, zważywszy na fakt, że zapowiadano powrót do brutalniejszego grania. Obawy trysnęły kiedy Para Bellum!!! przeszło w utwór This Is The War. Gitary tną, bębny miażdżą. Ekipa studia Hertz wykonała zadanie bezbłędnie. To jasne, że ich styl pracy musi przeniknąć do końcowego efektu, ale nie przeszkadza, ani nie razi on w żadnym stopniu.
Słychać, że w stosunku do ostatnich wydawnictw muzyka nabrała większego rozpędu, ale co najważniejsze w przypadku Vadera, nie pozbawiono ją smaczków do jakich przyzwyczaił nas Peter i jego armia. Krótka to kampania, ale warta poznania. Takie wojny są o wiele lepiej widziane niż ciągnące się w nieskończoność dłużyzny. Chociaż patrząc na dorobek Vadera czas trwania wydawnictw nie ma większego znaczenia. To nieustająca droga ku artystycznemu spełnieniu. The Art Of War Vader wciąż atakuje i dyktuje warunki. Podanie się oznacza śmierć. Chwyć za broń i stań po jedynej właściwej stronie.
___
Tekst archiwalny z 2006