TSA


Zwierzenia kontestatora / 51 (singiel, 1982, Tonpress)
Jestem szczęśliwym posiadaczem tego singla! Dostałem go od kogoś, dzięki komu jestem dziś kim jestem. Spokojnie można nazwać ów singiel białym krukiem choćby ze względu na to iż Zwierzenia kontestatora ukazały się do dnia dzisiejszego tylko na tym małym krążku. usłyszeć można tu też 51 w wersji, którą osobiście nigdzie indziej nie słyszałam. Kiedy na rynku ukazywał się CD The Best Of, myślałem, że ten singiel straci swoją wartość, ale nie. Składanka została przygotowana bez takich unikatów. Smarkatym był i głupim, ale fanem TSA zwałem się i zwie. A moja kolekcja niech świadczy o tym najlepiej.

Live (1983, Tonpress)
Live, debiut grupy nie był pierwszym materiałem, który słyszałem. Ale dziś, po tak wielu latach, mogę stwierdzić iż osłuchałem się z nią nie mało. Ile jest takich płyt debiutanckich? Jak nie wiele płyt już dojrzałych artystów ma tyle energii, duszy co ta płyta. Pierwsza płyta TSA to zapis koncertu. Młody zespół, ograny koncertowo, nigdy nie odda tego w studio co kryje w sobie. Tak, tak moi drodzy, nie ładna charakteryzacja, śliczne upudrowane buźki, MTV, ale ciężka praca w sali prób oraz koncerty czynią zespół prawdziwym i stanowią pierwszy krok ku profesjonalizmowi. Strzałem w dziesiątkę okazał się pomysł nagrywania tego debiutu na żywo.

TSA (1983, Polton)
TSA, czyli tak zwana czerwona płyta. Jeśli Live zdradzał dosyć mocno fascynację zespołem AC/DC (brzmienie), to tutaj pozostają zaledwie echa bandu Angusa. Przed wysłuchaniem całego krążka miałem okazję posłuchać singla z utowrem Nocny Sabat i musze wam powiedzieć iż była to nie zła zmyłka. Myślałem, że i TSA idzie w kierunku, w którym od trzeciej płyty (choć znaczniej później) poszło Turbo. Ale to błędne myślenie. Na czerwonym albumie znajdziecie takie perełki jak Bez podtekstów, Twoje Sumienie, czy najbardziej znane z tego krążka Trzy zapałki. Reszta nie ustępuje. Studio wcale nie podcięło skrzydeł tej ekipie.

Heavy Metal World
(1984, Polton)
Heavy Metal World, to od niej wszystko się u mnie zaczęło. Wiecie co podobało mi się najbardziej jako siedmiolatkowi? Ano najbardziej wtedy przypadł mi do gustu początek Kocicy. Tekst jako tak młody szczeniak interpretowałem nieco inaczej. Pożerasz mnie… brałem nad wyraz dosłownie. A po latach? Dobry heavy metal nie starzeje się nigdy. Ta teza sprawdza się w 100% w przypadku Heavy Metal World. Co tu kryć klasyk. Możecie gardzić tym zespołem, ale przypomnę tylko, że to oni w roku 1987 na Metalmanii mieli najlepsze przyjęcie, co spowodowało znaczne opóźnienie głównych gwiazd, którymi byli – Helloween, OverKill, Running Wild. Twoje życie jest heavy/ Twoje problemy są heavy/ Miasto w którym mieszkasz jest heavy metal/ Nigdzie nie znajdziesz ciszy.

Heavy Metal World (1986, Mausoleum/Polskie Nagrania Muza)
Kasetę zauważyłem u kumpla. Było to w momencie kiedy w domu chyba poza Live, nie miałem żadnego materiału TSA. Pożyczyłem. Wkładam do szuflady magnetofonu i już szykuje się do krzyku wraz z Markiem Piekarczykiem Wciąż biegnę i biegnę… kiedy pierwsze dźwięki zaskakują mnie kompletnie. Zamiast Maratończyka – Lunatic Dancing. Okazało się, że oto właśnie mam przyjemność wysłuchać anglojęzycznej wersji Heavy Metal World, która repertuarem różni się nieco od jej polskojęzycznej wersji. Kasetę w końcu oddałem, ale kiedy przyszedł taki czas aby zgromadzić w domowym zaciszu wszelkie produkcje TSA, zdobyłem i ten krążek wydany w 1986 prze Polskie Nagrania. Warto dodać iż jest to pierwsza płyta nagrana w nowym składzie. Andrzeja Nowaka i Marka Kapłona zastąpili Antoni Degutis oraz Zbigniew Kraszewski (później również m.in. w Skywalker, O.N.A.). Muzyka nabrała jakby brudu, pazura. Nie tak dawno z sentymentu włączyłem sobie ten krążek i wiecie co? Cały ten stoner rock, którym się tak ludzie pasjonują w konfrontacji z takimi płytami wypada blado.

Rock’n’Roll (1988, Tonpress)
Ciężar i mrok. Brakuje tej płycie blasku i polotu choćby Heavy Metal World. Blisko brzmieniowo do do anglojęzycznej wersji Heavy Metal World. A tekstowo? No, cóż dość powiedzieć iż zamykający płytę Pierwszy karabin bardzo szybko zniknął z trójkowej Listy Przebojów, a że kasetowa wersja została okrojona o ten numer (zastąpiony 51) czyni tą płytę równie ważną. Może najmniej przebojową, ale za to z porządną dawką rocka przez duże R.

52 dla przyjaciół (1992, Zic Zac)
W 1993 roku ta nazwa elektryzowała mnie tak mocno, że tylko kiedy zobaczyłem kasetę z tym materiałem bez zastanowienia ją nabyłem.
Ktoś powiedział kiedyś o Andrzeju Nowaku iż on jest mistrzem jednego dźwięku. Gra oszczędnie, ale jednym dźwiękiem potrafi wyrazić to na co inni potrzebują całych riffów. Co więc wtedy kiedy Andrzej zagra cały riff? Nie brakuje tu takich perełek. Początek wymarzony wręcz na imprezy Ona to lubi, Jeszcze, Na na na na, Kowboje. Echo AC/DC odbija się znów wyraźnie. Ale czy komuś to przeszkadza? TSA to kwintesencja rock’n’rolla. Nawet jeśli czegoś zabrakło na tej płycie, teksty trącą myszką, to i tak tą płytą zespół sprawił wiele radości chyba nie tylko mnie.

The Best Of TSA (1997, Warner Music)
Wspomniałem już o tej składance powyżej odnotowując singiel Zwierzenia kontestatora / 51. Drugi z tych utworów to najbardziej rozpoznawalny chyba numer zespołu. Nie zabrakło go więc tutaj. Ta składanka była o tyle ważna iż dawała nadzieje iż ukażą się wszystkie klasyczne pozycje zespołu. Do dziś (październik 2003) jednak nie uświadczyliśmy reedycji z różnego typu powodów. Fajnie zabrać ten The Best Of gdzieś na imprezę, w podróż autem, ale w domu zaciszu nadal polecam duże płyty. Adapter, trzaski i to brzmienie.

Live’98 (1998, Warner Music)
Kasetkę kupiłem sobie po grudniowym (1998) koncercie w Spodku. Rozczarowanie tym występem zrekompensowałem zostało po części. Jest energia, słychać tłum, ale dalsze los wydarzeń pokazał, że można było się z tym materiałem wstrzymać. Poczekać na klasyczny skład – Marek Piekraczyk, Andrzej Nowak, Stefan Machel, Janusz Niekarsz, Marek Kapłon. Co tu kryć skład, z którym żadne inny równać się nie może. Zamiast szukać gdzieś po sklepach tej koncertówki, popytajcie u kumpli o debiut, także nagrany z udziałem publiczności.
___
Tekst z 2003

Proceder (2004, Metal Mind)
Wewnątrz książeczki zespół umieścił podziękowania dla tych, którzy wierzyli w ich powrót. Ja po koncercie w 1998 tą wiarę straciłem. Od jakiś dwóch lat wszystko jednak wskazywało iż nazwa TSA ma szanse zabłysnąć znów najjaśniejszym blaskiem. Koncerty, relacje z nich, coraz bardziej rodziły zniecierpliwienie – kiedy nowa, w pełni autorska płyta?! Rok 2004. 20 lat od ostatniej sesji w klasycznym składzie. Marek Piekarczyk, Andrzej Nowak, Stefan Machel, Janusz Niekrasz, Marek Kapłon i płyta Proceder.
Choć otwiera ją spokojny we wstępie utwór Spóźnione pytania to już przy Tratwie wiadomo jest, że słuchacz ma do czynienia z czymś niezwykłym. Doskonała, mocna produkcja. Brzmienie miażdży! Kompozycje nie zwykłe. Nie ma tu prostych rock’n’rollowych piosenek. Są złożone formy, ubrane dźwiękami jak za dawnych dobrych lat. To nie jest płyta, która w całości wchodzi po pierwszym przesłuchaniu. TSA dało nam muzykę, którą cieszyć się można przez długi czas. Oczywiście już po pierwszym przesłuchaniu zostają w głowie melodie, od choćby tytułowego Procedera, ale tylko kwestia kolejnych przesłuchań sprawia iż pod nosem nuci się kolejne linijki wyśpiewywane przez Marka. Ekspresji w głosie mu nie brakuje. Każdy tekst, choć może nie do końca układający się rytmicznie, odśpiewany jest tak, iż o przekonaniu do niego nikt nie może mieć zastrzeżeń.
Już dawno zapomniano o rywalizacji pomiędzy takimi grupami jak Perfect, Maanam, Lady Pank, czy właśnie TSA. Dziś każda z nich podąża swoją własną drogą. Gdyby jednak upierać się kto z nich dziś znów jest najlepszy. Nie mam wątpliwości, tak jak nie miałem jej kiedy odkrywałem pierwsze rockowe dźwięki w swym życiu 20 lat temu. TSA – ten gitarowy huk znów tworzy i gra w najlepszym stylu. Chwała im za to!
___
Tekst z 2004