Od okładki do lektury Musick Magazine, nr 3/2017


Musick Magazine, nr 3/2017
Musick Magazine, nr 3/2017, zdjęcie: okładka magazynu

Był czas gdy łapczywym wzrokiem spoglądałem na okładki Metal Hammera. Ceny pierwszych numerów dla ucznia szkoły podstawowej lub średniej były abstrakcją. Kiedy już zdobyłem, któryś z nich był jak relikwia, świętość. Każdy tekst znałem na pamięć. Od kiedy poprawiło się w kieszeni postanowiłem zadbać o to by żaden numer pisma spod skrzydeł Metal Mind Productions mi nie umknął. Wykupowałem prenumeratę i cyklicznie co miesiąc czekałem na kolejny egzemplarz.

Minęły kolejne lata, a ja oprócz Metal Hammera powiększałem swoją prasową bibliotekę o Tylko Rock (obecnie Teraz Rock), Thrash’em All. Okazjonalnie wpadały mi w ręce inne magazyny, tytuły. Czytałem od deski do deski. Było co czytać. Z kolejnymi latami zrozumiałem, że miałem szczęście edukować się muzycznie w czasach gdy redakcje wymienionych tytułów zasilali najlepsi. Dziś albo zajmują się czymś innym albo mają własne redakcje, tytuły.

Do tych pierwszych należą dziennikarze Metal Hammera: Katarzyna Krakowiak, Remo Mielczarek). Drugą grupę reprezentują Jarosław Szubrycht (dziś Gazeta Magnetofonowa) czy Łukasz Dunaj, naczelny Noise Magazine. Ten ostatni tytuł jeszcze do niedawna czytywałem regularnie. Od pewnego czasu jedynie okazjonalnie sięgam po jakiś tytuł. Najcześciej prasa muzyczna towarzyszy mi na urlopie. Przerywnik od innej lektury. Zdarzają się jednak wyjątki.

Kto nie kupował płyt lub kaset ze względu na okładki? Rzekłbym, że w ten sposób nie poznał on tak naprawdę muzyki. Siła obrazu zdobiącego dany tytuł była silna. Dziś takie oddziaływanie jest znikome, choć zdarzają się wyjątki od reguły, na przykład płyta Kingdoms DisdainedMorbid Angel.

Morbid Angel - Kingdoms Disdained
Morbid Angel – Kingdoms Disdained,
zdjęcie: materiały prasowe

Co to ma jednak wspólnego z zakupem prasy? Otóż, będąc w salonie prasowym rzuciła mi się w oczy okładka Musick Magazine nr 3/2017.

Siła jej oddziaływania była na tyle wielka, że udałem się z nim do kasy. Jestem przekonany, że kiedyś uchodzić będzie za jedną z kultowych. Dodam, że w środku przeczytać można o wspomnianym Morbid Angel (bohaterowie z okładki), Cannibal Corpse czy Anima Damnata. Nie trudno się domyśleć, że cała trójca to twórcy trzech najlepszych płyt metalowych mijającego roku.

Zabrałem się za lekturę i tu pojawia się sedno tego o czym chciałem napisać, w szczególności długiego wstępu i wspomnień o legendarnych dziennikarzach muzycznych. Piękna szata graficzna nie idzie w parze z jakością tekstów. Może to mój wiek, choć ciągle staram się bronić przed byciem muzycznym dziadkiem. Mimo to sposób konwersacji, pytania nie zachęcają do długiej, wciągającej lektury. W większości brak nawiązania dialogu, rozwinięcia tematu.

Muzyki jest na świecie od groma. Internet wypluł całe zastępy załóg grające na każdy możliwy sposób, tempo i rytm. To wszystko przedkłada się na kompletne rozdrobnienie się, chwilową fascynację, rzut okiem. Żadna premiera nie jest już świętem. Możliwość porozmawiania z legendą jest tylko okazją do zapełnienia stron bez chęci nawiązania ciekawej dyskusji. Taki los spotkał już dawno recenzje płytowe, a teraz okazuje się, że również wywiady.

Grafik wykonuje swoją robotę doskonale. Okoliczności są wielce sprzyjające, na rynku ukazuje się kilka tytułów, przy których słuchacz zatrzymuje się na dłużej. Skoro tak się dzieje to słuchacz chce poznać więcej ciekawych anegdot, nurtujących faktów, rozwikłać zagadki będące jedynie domysłem. Nie ma szans. Czytaj, posłuchaj, zapomnij.

Steve Jobs pokazał światu, że muzykę nie trzeba ubierać w albumy. Artyście jednak dalej nagrywają płyty. W wielu przypadkach, szczególnie mainstream jestem za filozofią twórcy firmy Apple. Lepiej na przykład dla Metalliki, czy o zgrozo nawet Slayera, byłoby wydać od czasu do czasu singiel z nowym utworem, niż przekonywać świat do szczerości przekazu na swoich krążkach długogrających.

Są też wydawnictwa, które okazują się czymś więcej niż przepustką do kolejnej trasy koncertowej. Argumentem, który broni sensu sesji nagraniowej, przeciwstające się tezie, że muzyka ma już sens tylko na żywo. Tam energia na szczęście jeszcze nie słabnie. Potrzeba jednak zachęty, przekonania, że warto wybrać się na kogoś wyjątkowego. To także rola prasy. Godna podziwu jest postawa przeciwstająca się publikowaniu jedynie w Internecie. Trzeba jednak zapewnić jakość, tak aby nie okazało się, że dla jednej strony zakupiło się cały numer. W takim przypadku ciężko o drugą szansę.
___
Magazyn Musick Magazine, nr 3/2017, musickmagazine.pl