O tym, że istnieje ktoś taki jak Ozzy Osbourne dowiedziałem się z naklejki. Dokładnie to przedstawiała ona okładkę płyty The Ulitamte Sin. Z jego głosem zetknąłem się nieco później. Trudno mi sobie teraz przypomnieć, ale najpierw była to płyta Paranoid grupy Black Sabbath. Z solowy repertuar objawił mi się tak naprawdę od momentu kiedy w telewizji zobaczyć można było teledysk do utworu Mama I’m Coming Home. To jeden z tych utworów, który usłyszany po raz pierwszy zostaje w pamięci na zawsze.
Już zupełnie świadomie, i oficjalnie, nabyłem w 1995 roku płytę Ozzmosis. Pewnie z powodu osłuchania się z nią, uważam ją do dziś za najbardziej udaną w solowej karierze Ozziego. Znam wszystkie studyjne wydawnictwa nagrane wraz z Black Sabbath. To rzecz jasna lektura obowiązkowa dla każdego miłośnika muzyki, a już na pewno tych, którzy wsłuchują się w cięższe brzmienia. Oni obok postaci Ozzy Osbourna nie powinni przechodzić obojętnie. Zresztą chyba jest ot niewykonalne.
W czasach kiedy ja odkrywałem nagrania stanowiące dziś muzyczną klasykę XX wieku Ozzy Osbourne słynął z zamiłowań do odgryzania głów gołębiom i nietoperzom. Tak przedstawiała go prasa, polująca na każdy kontrowersyjny krok. Znany był z pijackich ekscesów. Słynna była też jego sprawa kiedy to musiał bronić się przed oskarżeniami jakie postawiono mu po samobójstwie jednego z młodocianych fanów.
Dziś na hasło Ozzy Osbourne najczęściej pada skojarzenie z Ozzfest. Sława o tym najbardziej rozsławionym objazdowym festiwalu dotarła do każdego zakątka świata. Poza Stanami próbowano też dotrzeć z nim w inne regiony świata. W 2002 roku dotarł także do Polski. Stanąć na deskach jednej ze scen oznacza dla młodych zespołów przeniesienie w inny wymiar kariery. Przekonał się o tym także Behemoth, który jako jedyny do tej pory zespół z Polski wziął udział w amerykańskiej edycji tej imprezy.
Nie można także zapomnieć o reality show z udziałem całej rodziny Osbournów. Program The Osbournes emitowany w stacji MTV uczynił z nich mega gwiazdy nie tylko wśród fanów muzyki.
Być może postać gwiazda Ozzy Osbourna dawno by zgasła gdyby nie jego żona Sharon. Niemal od początku jego kariery solowej zajmuje się sprawami biznesowymi. Trzeba przyznać, że pracę swoją wykonuje doskonale.
Nie przerwanie od lat nie słabnie sprzedaż płyt i nie spada też frekwencja na koncertach. Przyszedł taki czas kiedy główny bohater całego zamieszania postanowił spisać swoje dzieje. Tak powstała autobiografia Ja, Ozzy.
Czyta się wręcz jednym tchem. Historia życia jednej z najbardziej charyzmatycznych postacji rock’n’rolla opowiedziana została prostym językiem znanym chociażby wcześniej z wywiadów. Konkretnie, bez zbędnego owijania, z ogromną dawką humoru, podsycona przekleństwami zawiera wszystko co miało istotne znaczenie w życiu Ozziego. Nawet chwilowe przemyślenia, podkreślają przede wszystkim znaczenie osób, które stanęły na jego drodze i miały wielki wpływ na jego życie. To zaś niemal od nastoletnich lat jawi się jak jedno wielkie spełnione marzenie o sławie i karierze.
Wbrew pozorom cena tego jest bardzo wysoka i należy się szacunek wokaliście, że z takim oddaniem i wrażliwością podchodzi do spraw swojej rodziny. Nikomu nie życzy źle, nie nienawidzi ludzi. Gdy ma o coś żal woli powiedzieć to wprost i nie ciągnąć nieporozumień tygodniami, miesiącami, a nawet latami. To cechy, które bywają rzadkością we współczesnym społeczeństwie. Ten znany z pijaństwa na umór i wciągania aptek jedną i wszystkiego co nielegalne drugą dziurką nosa muzyk posiada je w dużych ilościach. Bywa klownem, ale taka jego rola. Gdyby nie było takich ludzi jak Ozzy Osbourne świat nie miałby tylu odcieni.
Autobiografia Ozzy Osbourne’a to lektura dla wszystkich, nie tylko zagorzałych miłośników ciężkich brzmień.
___
Książka Ja, Ozzy, autor Ozzy Osbourne i Chris Ayers, przekład Dariusz Kopociński, wydawnictwo Telbit, Warszawa 2010