Dni Rudy Śląskiej. Impreza dla mieszkańców. Za darmo. Podział na dwa obozy. Opiekun imprezy – prezydent miasta i jego zastępczyni wraz z gromadką zakompleksionych misiów, o których za chwile. Druga grupa to artyści i tłum zgromadzony pod sceną. Celowo nie nazwałem zebranych fanami. Jak wspomniałem impreza za darmo. Zasada więc prosta – nie podoba się, obrót na pięcie i odchodzisz od sceny. Ktoś jednak płaci podatki, skoro to święto twojego miasta, chciałbyś aby to było też twoje święto. Tym czasem wspomniana wyżej grupa pierwsza robiła wszystko aby zapamiętać ten dzień z niesmakiem. Na szczęście stanowili oni jedynie pyłek emocji, który wystarczy zdmuchnąć i zapomnieć.
Udałem się na miejskie targowisko, gdzie odbywała się impreza, celem obejrzenia koncertu grupy Killjoy. Na miejscu już wiadomo było, że jest obuwa czasowa. Zakończył grać zespół Ścigani, coś tam pogadali kiedy instalował się Killjoy i w końcu ruszyli. Jednak im dłużej grali tym większe nachodziły mnie wątpliwości, których rozwiązanie nadejdzie wraz z nowym materiałem, a ten jak poinformował wokalista Wojtek Bujoczek już na jesieni. Żywioł ze sceny udzielił się też widzom, którzy ruszyli ochoczo do zabawy. Dla mnie koncert tak naprawdę rozpoczął się od przeróbki Proud Mary. Ten utwór, jak i następny utwierdził mnie w jednym, iż te prostsze formy wykonaniu Killjoy przemawiają do mnie zdecydowanie bardziej. Wybór coveru pewnie nie jest przypadkiem, a podobne formy do ekipy z Poznania naprawdę przekonują jeszcze do Killjoya. Jak będzie pokaże czas, a ten nagle skrócono podczas występu zespołu, konferansjerki team przerwał koncert pomimo skandowania przez tłum nazwy zespołu. Wracając jeszcze do wrażeń po obejrzanego koncertu, wspomnieć należy o prezentacji scenicznej Marka Ludwickiego, który przypomniał mi czasy przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. To trzeba zobaczyć, więc jeśli będziecie mieli okazję nie zaprzepaśćcie jej.
Taka impreza jak Dni Rudy Śląskiej prowadzi się własnymi prawami. Zamiast dogodzić dobrze bawiącej się publiczności lepiej wtoczyć na scenę nudę. Ta bowiem gościła na koncertach zespołu Cree oraz Andrzej Urnego. Rozumiem, że zespół Sebastiana Riedla ma jakąś grupę fanów, ale czy koniecznie należy przekonywać pozostałych do ich muzyki akurat na masowej imprezie? Do tego doszedł występ Andrzeja Urnego. Może i to człek zasłużony i zdolny, ale bardziej doceniłbym jego występ w jakimś zadymionym pubie przy szklanece czegoś mocniejszego niż na tak dużej scenie. To tylko moje odczucia inni mogą mieć własne oczywiście. Oba występy słuchałem jednym uchem, drugim wylatywały i tak jak chyba większość czekałem na kolejnego wykonawcę.
Czekanie wydłużało się w nieskończoność. W między czasie pare osób poleciało do fosy i tu okazało się, że scenę i publiczność dzieli gromada bezmózgich mundurowych. Trudno nazywać to coś ochroną, bo ta akurat powinna zadbać o bezpieczeństwo bawiących się. Tymczasem to coś z napisami Nova System traktowała każdego lądującego po tamtej stronie jak bandytę, by nie rzec terrorystę. Z jednej strony ta głupota śmieszyła do łez, ale patrząc na to całkiem serio zadawałem sobie pytania kto to coś postawił w tym miejscu. Nie pytam skąd to coś wziął, bo wiadomo, że ta zalegalizowana mafia ma siedzibę w tym mieście, ale czasem powinno dokonywać się wyborów z myślą o naprawdę bezpieczeństwie, a nie wystawiać bandę debili umożliwiając im przy tym przeprowadzenie ćwiczeń na zebranej publiczności. Jeśli ktoś twierdzi, że mnie poniosło, odsyłam do koncertów zespołu, który miał właśnie wystąpić na przykład w Warszawie. Dowie się doskonale czym jest ochrona bawiących się ludzi. Wracamy jednak pod scenę na targowisku.
Skandowanie Kazik! Kazik! w końcu osiągnęło swój cel. Przed nami w końcu zaprezentował się zespół Kult, a zrobił to najlepiej jak się da. Rozpoczął od Baranka, przeprosił za opóźnienie spowodowane wcale nie z winy, a potem poleciały hit za hitem. Zabawa przednia. Wielu przypadkowych widzów, zwabionych medialną popularnością Kazika, nagle stanęła przed widokiem dobrze bawiącej się publiczności. Kto był, ten wie, że ustać się spokojnie nie da. Tłum więc falował, skakał, śpiewał wraz z wokalistą. A było co pośpiewać,ze wspomnę o Gdy nie ma dzieci, Do Ani, Arahja, Wódka, Totalna militaryzacja, Parada wspomnień aż po bisy Polska, Konsument, Wolność i Krew Boga. Kto zna repertuar Kultu wyśpiewał się do woli. Długi jak zwykle wykonaniu tego zespołu koncert, pomimo tych nieszczęsnych opóźnień nie został skrócony nawet o jeden utwór. Za to należy się chwała i cześć dla zespołu Kult, który nie od dziś zdaje się doskonale wiedzieć, że publiczność jest tutaj najważniejsza. Miejmy nadzieje, że choć trochę nauczyło to też organizatorów, pana prezydenta (choć wątpię, że wytrwał do tak późnych godzin), że o bezmózgiej służbie porządkowej nie wspomnę.
Mimo iż koncert Kultu zatarł sporo niemiłych wrażeń, to organizatorów czeka duże wyzwanie aby zapewnić program przyszłorocznej imprezy, który przyciągnie mnie na miejskie targowisko w Rudzie Śląskiej w pierwszy weekend czerca 2006 roku.
2005