Niedzielne późne popołudnie, w lokalnych wiadomościach informują o Dniach Pszczyny i występie Justyny Steczkowskiej. Chwila zastanowienia i zbieramy się w podróż. Jesteśmy przed ustalonym czasem występu. Obchodzimy ryneczek, zjadamy kiełbaski i lokujemy się pod sceną. Techniczni w ślimaczym tempie rozkładają sprzęt. Mija pierwsze pięć minut po czasie, za chwile kolejne i tak oto odwleka się czas występu. Wreszcie około dwudziestej pierwszej, czyli jakieś czterdzieści pięć minut od programowego czasu piosenkarka pojawia się na scenie. Na dzień dobry tytułowa kompozycja z jej najnowszej płyty To mój czas. Już wiadomo, że nie będzie to mega show. Kiedy ucichają pierwsze dźwięki pani Justyna wita się z nad wyraz cierpliwą publicznością i informuje, że pozostało nam jeszcze półgodziny występu. Zniesmaczenie, obrót na pięcie i ruszamy w stronę samochodu.
To mój czas jest naprawdę płytą udaną. Relaksacyjną, wyciszającą, ciekawie zaaranżowaną, z ładną oprawą graficzną. Jednak wbrew pozorom nie wystarczy dziś nagrać dobrą płytę. Trzeba się pokazywać. I pani Steczkowska bierze czynny udział w mediach. Będąc na topie można ją zobaczyć również w spocie reklamowym. A co z szacunkiem do tych, którzy płyty kupują i z dobrej woli i sympatii do wokalistki chcą zobaczyć jej koncert na żywo? Postawa jaką przyjęła ta rzekoma artystka, ale tyczy się to wszystkich wykonawców, uświadamia mi, że w obliczu show biznesu stają się oni bezmyślnymi tworami stojącymi za plecami, swoich pseudo menadżerów, przez których nie przemawia nic tylko waluta. Miasto Pszczyna pomimo sponsoringu z pewnością nie było w stanie dopłacić tak aby gwiazdorska ekipa (piosenkarka plus management) byli usatysfakcjonowani.
Ostatnie dwie płyty Justyny Steczkowskiej stoją na półce. Są to ostatnie produkty z tym nazwiskiem na jakie wydałem swoje pieniądze.
By nie być posądzonym o jednostronność i marudzenie wspomnę o ekipie technicznej. Jestem przekonany, że była to obsługa sceny, którą przerosło podłączenie sprzętu ogólnokrajowego artysty. Podobno wystąpiły problemy lecz albo ktoś zachował stoicki spokój i z zupełnym opanowaniem starał się odszukać awarię, albo ludzie obecni na scenie znaleźli się tam zupełnie przez przypadek. W dużej mierze to właśnie oni przyczynili się do zniesmaczenia całą sytuacją, w której czarę goryczy przebrało oświadczenie gwiazdy wieczoru.