Eden’s Fire (2006, Empire)
Cezar z Christ Agony, Jaro.Slav z Lux Occulta i Bart z Hermh. Te trzy postacie kreowały polską scenę ekstremalnej muzyki pod koniec XX wieku. O całej trójce z czasem tajemniczo ucichło. Wszyscy wykazują jakieś oznaki życia, ale jak na razie tylko Bart może poszczycić się powrotem w pełni udanym. Mini album, serja koncertów i w końcu duża płyta, która na polskim rynku ukazuje się za sprawą Pagan Records (jako lux digipak z dodatkiem w postaci teledysku) oraz na licencji Empire Records dołączona do pierwszego w 2006 roku magazynu Thrash’Em All. Każdy zainteresowany ma więc szansę wyboru. Jako posiadacz egzemplarza z logo Empire dodam jako ciekawostkę, że to wydanie ukazało się z ocenzurowaną okładką. Widać lepiej chuchać na zimne niż znów wzniecać niepotrzebny ogień obnażonymi piersiami niekoniecznie zachęcającej do współżycia postaci na krzyżu. Będąc jeszcze przy okładce i pozostawiając już żarty na boku, oddać należy pokłony za samo jej przygotowanie. Doskonale oddaje klimat z jakim zetkniecie się po włożeniu krążka do szuflady waszego odtwarzacza.
Tej płyty na pewno nie można słuchać od tak sobie, niech sobie tam coś leci w tle. Efekt wtedy będzie zerowy. Aby poczuć ten tytułowy ogień musicie się zatrzymać, usiąść jak przy kominku i oddać się tej płycie bez reszty. Gwarantuje wrażenie najwyższych lotów. Mimo, że Bart dobrał sobie nie byle jakich muzyków do wspólnego tworzenia, to jednak on przede wszystkim odgrywa tu główną role. Wiele w jego wokalach teatralności. Zmieniająca się co chwile forma ekspresji, podniosły krzyk, przeplata się z głosem słyszanym jakby za drugiej strony. Co ważne Bart nie ucieka za wszelką cenę od melodyjności swych partii. Nie wiem czy bylo to zaplanowane, czy wyszło to przypadkiem, a może to tylko mnie się tak wydaje, ale jest tu wiele momentów, które na koncertach powinny sprawdzić się doskonale w wspólnym mistycznym wykrzykiwaniu kolejnych linijek tekstów. Przykładem i dowodem jednocześnie niech będzie Septu Annu-Theory Of Nature, czy Eternalization.
Oczywiście czym byłby wokal Barta bez muzycznej oprawy? Wiadomo chyba wszystkim zainteresowanym, że w szeregi odrodzonego Hermh weszli członkowie, bądź ex, Abused Majesty. Wybór jak najbardziej trafny i nie miejsce aby teraz martwić się o losy ich macierzystej grupy. Ważne, że w postanie Eden’s Fire włożyli sporo serca. Szczególne brawa należą się Socarisowi za wyśmienite partie gitar. Czuć w nich ducha starej szkoły blacku. Nie starają się na siłę obrzydzić nam słuchania płyty, przeciwnie ich brzmienie, riffy są w dużej mierze siłą napędową całość. Ani na krok nie ustępuje mu sekcja Hal – Icarnaz. Podobnie jak w swej macierzystej formacji stworzyli świetne, przemyślane partie. Icarnaz nie ograniczył swojej gry do blastowej kanonady, a przeciwnie wykazał się sporą pomysłowością co równie mocno podnosi noty tej płycie. Całość dopełniają podniosłe klawiszowe partie Fluemena.
Eden’s Fire to płyta jakiej dawno nie słyszałem. Bart niepozbawiony własnych inspiracji zaproponował muzykę będącą pomostem między tym co proponowała polskie podziemie przed laty, a tym co usłyszeć można dziś w muzyce ekstremalnej. To jego własna wizja, która urzeczywistnił z pomocą młodych, ale świadomych swojej pozycji muzyków. Pełna emocji i ekspresji muzyka, o jedynym w swym rodzaju klimacie.
___
Tekst z 2006