Gwiazdozbiór pasożytów


Przelot komety jest wydarzeniem. Wzrasta zainteresowanie astronomią, ludzie zbierają się przed teleskopami i spoglądają na niebo pełne gwiazd. Tak od lat. Pojawia się, przelatuje i znika, by znów powrócić.
Astronomiczny świat sprowadzony na ziemię, wdrożony w show biznes. Gwiazdy mają swoje pięć minut, poczym znikają. Czasem udaje im się wrócić. Tak naprawdę niewielu potrafi przez lata utrzymać swój poziom na tyle wysoko by każde ogłoszenie o planowanej trasie wywołało poruszenie, a rezerwacje biletów szły szybciej niż ciepłe bułeczki. I tak dzieje się od jazzu, przez muzykę popularną, po metal, a nawet muzykę klasyczną. W ludzkiej pamięci koduje się wartość, zmieszana z sentymentem. Inny powód, dla którego pule biletów znikają w kasach w mgnieniu oka to fakt pojawienie się danej gwiazdy po raz pierwszy w danym miejscu.
Oto już za miesiąc na polskiej ziemi zagra nie kto inny jak sama Madonna. Doceniam jej bieg kariery. Dla mnie jest jedyną piosenkarką, która obok takich zgasłych sław jak Kim Wilde, Samatha Fox, Sandra, czy Sabina potrafiła mądrze kierować swoją karierą. Do dziś frekwencja na jej występach nie schodzi poniżej 100%. Przy okazji podczepiło się kilka pasożytów, którzy z jakiś tam głupich powodów próbują odwołać koncert. Wszystkie te wściekłości oczywiście na korzyść samej piosenkarki, a daty, kalendarze, na boga, czy to już nie zupełna przesada? Pamiętam, jak któregoś roku zespół Pearl Jam wystąpił 1 listopada na warszawskim Torwarze. Nazwa znana, ale nie tak bardzo jak wokalistki. A może jeszcze wtedy nie narodzili się głupki jeden z drugim?
Swoją drogą to jakoś tak cicho o Britney Spears i jej występie? Nie wierze, że tak ciężko dorobić do niej jakiś medialny szum.
Skoro o wiatrach show biznesu mowa. Myślałem, że przeczekam, aż ucichnie i smród się rozwieje, ale jak widać wszystko nabrało tempa niczym po dobrej grochówce. Chce tutaj podkreślić, że szanuje twórczość Michaela Jacksona. Nie podlega dyskusji, że jakkolwiek jego kariera nie toczyłaby się w ostatnim czasie, wiadomość o jego śmierci poruszyła serca na całym świecie. Wydawał się dziwakiem, ale patrząc co dziś wyprawia jego rodzina zastanawiam się, czy nie był najnormalniejszy z nich. Żenada goni w ostatnich dniach kicz. Zebranie kilkutysięcznego tłumu przed złotą trumną przypominało wręcz biblijne tańce i swawole do złotego byka. Szczególnie gdy następnego dnia rano słyszę w porannych niusach, że skrzynia była pusta. Później jakieś apele o zbiórkach pieniędzy i to w momencie kiedy dokonania Michała wzbiły się na same szczyty sprzedaży. By już na koniec, na dzień dzisiejszy, przeczytać, że jeden, czy drugi członek rodziny rozpowiada o rzekomym morderstwie. Nie wnikam już w same szczegóły tego medialnego pogrzebu, bo widziałem urywki omijając ekran telewizora szerokim łukiem. Stał się legendą jeszcze przed śmiercią. Dziś pasożyty starają się wyciągnąć jak najwięcej kując żelazo póki gorące, z pewnością starając się wyrównać bilans strat i zysków.
Już na koniec, zastanawiam się, kto następny poświęci się dla mass siedzących przed skrzynkami telewizorów. Nie powiecie mi, że wszystkie te reality show, bigbraderybary nie wypaczyły umysłów widzów. Ludzie potrzebują zbiorowej masochizmu emocjonalnego. Sztuczne łzy wzruszenia. Wątpliwe w swej szczerości, brak własnego ja. Każdy ma do tego prawo. Myślenie nie boli.