Destylarnia Jack Daniel’s, Lynchburg, stan Tennessee, Stany Zjednoczone, zdjęcie: źródło własne |
Czy zła pogoda jest w stanie odstraszyć od rozpalenia grilla? Samo zło już inspiruje, a żar nie leje się z nieba? Tworzymy warstwę ochronną i rozpalamy. Palenisko się rozgrzewa, a w głowie refleksja grillowanie to jest to!
Myślę, że grillowanie zrodziło się w Ameryce. Jak zresztą większość dobrych rzeczy. Ot, wspomnę tu tylko o thrash metalu. Młodzi adepci rock’n’rolla przejęli rolę po rodzicach przy ruszcie.
Ile to razy widzieliście na amerykańskich filmach ogródkową imprezę, gospodarza stojącego przy grillu, obracającego pieczątce się kiełbaski i mięso na hamburgery? Wokół radość i zabawa. Z tego otoczenia wyrośli młodzi buntownicy. Z czasem zaczęli spotykać się na własną rękę.
Przejmowali sprzęt do grillowania od rodziców, organizowali muzykę, zapełniali lodówki piwem i impreza się rozkręcała. Towarzystwo ubrane w jeansy, białe adidasy i koszulki z nadrukami ulubionych zespołów. Większość z czuprynami wychodzącymi poza przeciętną normę długości włosów. Jedli, pili i głównie rozprawiali o muzyce.
Taki stan rzeczy najlepiej wyobrazić sobie na początku lat osiemdziesiątych. Kiełkująca scena thrashowa, fani metalu czujący nadchodzącą rewolucję.
Zwyczaj grillowania przyszedł także do Europy. Zadomowił się również w Polsce. Choć moda i fryzury się zmieniły to tradycja pozostała.
Thrash to najbardziej biesiadna odmiana najcięższej odmian rocka. Wiele zespołów oddaje hołd trunkom orzeźwiającym. Wiadomo, gdy człowiek pije to głodnieje. Co najlepiej smakuje? Dania z grilla. To oczywiste.