Faeces


Severe Hypoxia (2005, self-produced)
Gdybym siedział w zamknięciu pod kluczem i na prośbę Dajcie tu jakąś muzyczkę ktoś włączyłby mi Faeces Severe Hypoxia na pewno ucieszyłbym się na początku. Co byłoby później? Na to pytanie odpowiedzią musi być subiektywna ocena tego materiału. Cóż bowiem z tego, że nie dokuczałaby mi cisza, skoro dźwięki wydobywające się z głośników mogłyby stać się niebezpieczne przy kolejnym ich przesłuchaniu. Jak niebezpieczne? Dobra zawróćmy lepiej z tej ścieżki pytań i skoncentrujmy się na tym co jak zawsze jest najważniejsze. Faeces proponuje słuchaczowi skondensowaną dawkę death metalu. Od otwierającego Ignorance moją uwagę zwraca gra basu. Podoba mi się takie podejście do tego instrumentu i nie ukrywam, że już ze trzy razy wysłuchałem Severe Hypoxia właśnie pod kontem tej czterostrunowej gitary. Trudno byłoby podchodzić do tego materiału tylko od strony gitary basowej. Pozostali muzycy radzą sobie równie dobrze. Zmiany rytmu, bez rozpędzania się na oślep, do tego solówki. Znam to skądś? Jeśli spojrzeć na moją skromną płytotekę to na myśl przychodzą mi tu skojarzenia z Traumą. Żeby już zupełnie swojsko było dorzuciłbym jeszcze Decapitated i Dies Irae. Ja wiem, że to spore uproszczenie stawiać w ten sposób sprawę. Zaczynam jednak odczuwać, że coraz bardziej polska scena death metalowa zaczyna się specjalizować właśnie w konwencji, którą zdaje się podążać również Faeces. Zatem jeśli ktoś z przyjemnością sięga po nagrania wymienionych powyżej grup nie powinien się wahać i spokojnie może zainteresować się Severe Hypoxia. Jak dla mnie materiał dobrze wyważony, zarówno muzycznie jak i co do samego jego czasu trwania. Dodam na koniec, że osobiście wolałbym kupić w oficjalnym obiegu, nawet z ulubionym magazynem, płytę Faeces niż na przykład ostatnie nieporozumienie jakim okazało się wydawnictwo Demise.
___
Tekst z 2005