Wywiad: Piotr Sabarański (Parricide)


Jeśli podoba Ci się płyta, to bardzo się cieszę. Cieszę się też z dobrych recenzji tej płyty. Konstruktywna krytyka jest jak najbardziej pożądana, jednak nieco mnie drażnią, a spotkałem się z takimi recenzjami te, w których autorzy rozpatrują Patogen na tle poprzedniej lub poprzednich naszych płyt, nie ukrywają, że są zaskoczeni, że spodziewali się innej muzyki i zamiast wniknąć po prostu w ten album, przeanalizować i wtedy poddać analizie – porównują i wysnuwają wnioski, które nijak się mają do rzeczywistości. Jakkolwiek recenzje są dla nas miarą tego co nagraliśmy, nagrodą, a jeśli są dobre – super nagrodą.

Nie wiem dlaczego dzieje się tak, że im bardziej jestem starszy tym większe moje zamiłowanie do ekstremalnych dźwięków. W sumie to nie mam nic przeciwko temu, skoro w moim odtwarzaczu kręcą się takie płyty jak Patogen grupy PARRICIDE. Na pytania dotyczące nie tylko tego krążka odpowiedział nam gitarzysta Piotr Sabarański.

Na wstępie chciałbym pogratulować bardzo dobrej płyty Patogen. Pozwól, że zapytam prosto z mostu – czym dla zespołu PARRICIDE są pochlebne recenzje jakie zbiera ta płyta?

Premiera tej płyty miała już miejsce jakiś czas temu, mimo to tendencje jej popularności wciąż są zwyżkowe, to cieszy zespół, czy raczej napawa sceptycznie, czymś na kształt, chwilowej sensacji?
Jeśli tak się dzieje to dobrze, jeśli płyta dobrze sobie radzi to również dobrze ale zawsze wydarzenie jakim jest wydanie płyty jest chwilową sensacją i nieważne, czy to duży zespół, czy totalnie podziemny. Płyta została wydana, są recenzje, koncerty, trasy promujące to wydawnictwo, a później sprawa cichnie, aż do momentu pojawienia się następnego wydawnictwa, kiedy to znów robi się szum wokół kapeli i tego właśnie wydawnictwa. Tak to się po prostu dzieje.

Pytam o to dlatego, że nie jesteście zespołem, który pojawił się nagle. Istniejecie już na scenie ładnych kilka lat i wydawać by się mogło, że nie zabiegacie o popularność za wszelka scenę. Tymczasem okazuje się, że wasza nowa płyta zaczęła żyć nowym, innym życiem, zwracając na was uwagę nie tylko tych najbardziej wtajemniczonych lecz również osoby, które spotkały się z nazwą PARRICIDE, ale jak dotąd nie kwapiły się do zapoznania z waszą muzyką. Czy zabieganie o nowych słuchaczy leży w sugestii zespołu, czy jest to temat odległy, którym nie zajmujecie sobie głowy?
Chmmmm, cóż mam powiedzieć, nie da się ukryć, że wizerunek zespołu zmienił się, przez te wszystkie lata, jednak nie są to zabiegi by zyskiwać odbiorców, to po prostu wynik tego jak przez lata kształtowały się nasze zainteresowania, my robimy po prostu swoje i staramy się robić to dobrze, nie zapominając też o tym, że ma to być również zabawa, a nie orka, Skoro zespół to hobby, a nie zakład pracy więc, możemy robić z naszą muzą wszystko co chcemy bez ograniczeń, czy narzuceń. To, że nie jesteśmy zauważani przez oficjalne rynki, to tylko wynik układów nań panujących. My mamy naszą muzę i tak jest dobrze.

W ostatnim czasie wasza nazwa utożsamiana jest bardziej ze sceną grind niż metalową. Ma to też odzwierciedlenie jeśli chodzi o muzykę. Nie wydaje mi się jednak abyście trzymali się jakiegoś konkretnego stylu. Powiedziałbym, że raczej poszukujecie odpowiednich dźwięków, której w najlepszy sposób będą pasować w danym momencie. Czy jest to death, czy grind to już mniej ważne. Zgodzisz się ze mną? Prosiłbym o komentarz.
Czerpiemy z obu nurtów ale nie poszukujemy, my znaleźliśmy, my się po prostu bawimy mieszając te dwa gatunki, a nie wiemy jaki będzie nowy materiał, który gatunek będzie przeważał. Utwory powstają spontanicznie i krok po kroku, nie mamy czegoś takiego jak szkielet, zarys, robimy numery po kolei, riff po riffie, stąd nigdy nie wiadomo jaki charakter będzie miała nowa płyta. Jedyne, czego jestem pewien, to to, że na nowym wydawnictwie, będzie inne brzmienie, nagramy wszystko na własnych gratach, czyli na Labogach Mr. Hector.

Jak duży wkład w powstanie Patogen mają bracia Wiesławscy ze studia Hertz? Czy wpłynęli oni znacząco na brzmienie tej płyty, czy też jest ono owocem waszej wizji, jak ta płyta powinna brzmieć?
To nasze brzmienie, ale charakter i produkcja tej płyty, to już dzieło braci, mastering wykonał Bartek Trojanowski z CICATRIX. Jak dla mnie jest nieco za ładnie, za czysto, wszystko, przez zmianę stołu w studiu, nagrywaliśmy jak zawsze ale okazało się, że stół jest bardzo selektywny, doszły sprawy z brakiem czasu i trasą między rejestracją instrumentów, a rejestracją wokali i miksami – stąd pewne rzeczy zrobilibysmy pewnie inaczej, gdybyśmy mieli większy komfort, ale i tak źle nie jest.

Może planujecie już nową sesje nagraniowa? Czy przewidujecie ponowną wizytę w białostockim studio?

Tak, chcemy jeszcze w tym roku zarejestrować krótki materiał na split, który będziemy dzielić z INCARNATED i jeszcze jakąś japońską kapelą. Wydawcą ma być Mad Lion Records oraz japońska Obliteration Records. Oczywiście bardzo chcielibyśmy zrobić to w Hertzu, wkrótce będziemy prowadzić rozmowy na ten temat.

Jak sam oceniasz to studio, zgadzasz się z zarzutami, że następuje przesyt płytami wyprodukowanymi z pomocą Wojtka i Sławka Wiesławskich, czy raczej stoisz po stronie tych, którzy twierdzą, że drzemie w nich jeszcze spory potencjał?
To bzdury, jeśli zespół brzmi podobnie jeden do drugiego, to tylko dlatego, że same zespoły tak chcą. Przyjeżdża kapela i mówi chcemy gitary jak w ostatnim DECAPITATED, a to głównie gitary decydują o charakterze całości. Poza tym w Hertzu jest Mesa, a jak wiadomo jest to wzmacniacz, o którym śni większość muzyków, jest natomiast jeden problem, Mesa jest bardzo charakterystyczna, stąd podobieństwa. Ale nie mam z tym problemów, nie potępiam nikogo, do własnego brzmienia dochodzi się latami, do tego czasu większość z tych kapel już dawno nie będzie istnieć więc problemu nie ma. Wracając do braci Wiesławskich, są oni bardzo elastyczni, otwarci na wszelkie eksperymenty brzmieniowe, my np. gitary na ostatnią płytę nagraliśmy na paczce Marshalla i basowej głowie, wcześniej spinaliśmy kilka głów, paczek i comba, używaliśmy do nagrania jednej gitary około 10 mikrofonów, nie ma problemu, by nagrać coś w kiblu, zawsze jest odpowiedź taka sama: OK, spróbujemy, a nigdy, że się nie da.

Z waszą twórczością zetknąłem się po raz pierwszy za pośrednictwem kasety Fascination Of Indifference wydanej dla Baron Records. Jak oceniasz tą i wydane dla Morbid Noizz kasety z pierwszych lat działalności PARRICIDE?

Chmm, jak oceniam, nie wiem, z taśmy Unnailed odgrzaliśmy jeden numer i umieściliśmy go na naszym trzecim CD Kingdom…, gramy ten numer na koncertach, i jakoś sobie radzi. Był czas na te taśmy i minął, nie wypieramy się niczego, tak wtedy graliśmy, tak umieliśmy i jest to rozdział zamknięty. Ja miło wspominam tamte czasy, to kawał mojej młodości, mojego życia, już dawno tego nie słuchałem ale może trzeba będzie sobie odświeżyć te demówki.

Mieliście też okazję współpracować z Empire Records Mariusza Kmiołka. Dlaczego trwało to tak krótko? Nie byłbyś skłonny wydawać płyt razem z magazynem (w tym przypadku z Thrash’em All)? Co sądzisz o tego typu dystrybucji?
Właściwie to nie była współpraca z nami tylko Surgical Diathesis Records, od której to Mariusz Kmiołek wykupił licencję na wydanie na resztę świata naszej drugiej płyty Ill-treat umowa opiewała tylko na ten krążek więc nie jesteśmy jakoś specjalnie związani z Empire. Były plany na dłuższą współpracę ale wszystko spaliło na panewce. Prawdę mówiąc nie mam zdania, na temat płyt dołączonych do magazynów, na pewno jest to szeroko zakrojona promocja, a z tego co wiem nakład Thrash’em All jest duży, i rozprowadzenie w kilka tygodni kilku tysięcy egzemplarzy płyty jest nie lada wyczynem. Jednym się to podoba, innym nie, ja nie mam z tym problemu.

A jak oceniasz współpracę z Mad Lion Records?
No tu jest dobrze, nikt wcześniej się tak nami i naszymi sprawami nie zajmował w takim stopniu jak robi to Przemek, już nie jesteśmy związani z nim już żadnymi papierami (podpisaliśmy umowę tylko na dwie płyty), a nasza współpraca trwa nadal, może to świadczyć tylko o tym, że nasze relacje są jak najbardziej w porządku.

Jest jakaś wydawca, w Polsce, na świecie, u którego masz przeczucie że czulibyście się najlepiej?
Nigdy tego nie wiesz, czasem najlepsze prognozy obracają się w nicość, przykładów może być wiele. Z drugiej zaś strony wszystko zależy od oczekiwań, jeśli są wygórowane i trudne do spełnienia, to dany zespół nigdy nie będzie zadowolony. Nie potrafię wymienić takiej firmy, często się zdarza, że nawet renomowane firmy dają dupy.

Co było powodem zawieszenia działalności w 1997 roku i co sprawiło, że postanowiliście spróbować ponownie swych sił na scenie?
Zawsze są to kłopoty, dwa razy były to kłopoty sprzętowo bytowe. Ale zawsze są upadki i wzloty, jednak nie było nigdy tak, że nic nie robiliśmy gdy pozornie kapela wisiała w niebycie. Korespondencję prowadziliśmy na bieżąco, powstawały nowe numery, no i pracowaliśmy nad tym, by wznowić regularne próby, szukaliśmy sali i taniego sprzętu. Dlatego nie było tak, że to była reaktywacja comeback, czy inny powrót, ot po prostu wznowienie prób, koncertów itd. Z tych samych powodów nie graliśmy przez cały 1991 rok. Choć akurat koncerty wtedy graliśmy ale bez przygotowania i niewiele tego było.

Jak przedstawia się sprawa z odbiorem waszej muzyki poza Polską? A w naszym kraju, w których miastach ludzie wykupują wszystkie bilety jak tylko pojawią się plakaty na mieście, podwożą was pod klub limuzynami, płeć piękna mdleje na wasz widok, pisk, szał i ekstaza, innymi słowy, gdzie gra się wam u nas najlepiej?
Taaaa, już jadą limuzyny i laski klaszczą … no czym tam mają, che che, no niektóre klaszczą, ale kij tam, nie no są miejsca gdzie jest fajnie i są miejsca gdzie mniej ale ogólnie wszędzie jest podobnie, znaczy wszędzie jest albo dobrze albo bardzo dobrze, ostatnio na trasie w kraju świetnie było Kilecach, Katowicach, rewelka w Zielonej Górze, u nas na wiosce też było super. Może w całej historii koncertowej PARRICIDE, zdecydowanie najgorszy koncert graliśmy w Gdańsku trzy lata temu. Totalna pomyłka, ludzie przyszli, czytali gazety, w sumie i tak chyba wypadliśmy najlepiej ale atmosfera była totalnie do dupy, nie graliśmy tam później więc może, coś tam się zmieniło lub po prostu tylko my mieliśmy tam pecha.

Rzadko zdarza się abyście grali koncerty sami. Jakie zespoły, obok których występowaliście poleciłbyś niezorientowanym, ale być może zainteresowanym? Którzy okazali się przyjaciółmi na długie lata, których płyty chętnie słuchałeś po powrocie do domu?
Piotr: Przez tyle lat strasznie dużo było tych zespołów, z jednymi znamy się przelotnie, o wielu zapomnieliśmy, bo się rozpadły, czy nie chciały jakichś zażyłości ale są zespoły z którymi łączy nas wielka przyjaźń, lista jest długa: SQUASH BOWELS, DEAD INFECTION, EPITOME, PATOLOGICUM, NEUROPATHIA, DEFORMED, MENTAL DEMISE, SUPREME LORD, DISSENTER, ASS TO MOUTH, MINCING FURY…, TOXIC BONKERS, THIRD DEGREE, INCARNATED, EFFECT MURDER, DEFLORACE, SPASM, DRACO HYPNALIS, CEREBRAL TURBULENCY, to tylko czubek góry lodowej, najważniejsze jest, że wspieramy się wzajemnie, nie tylko na koncertach, ale też na innych płaszczyznach, w normalnym życiu, w przyziemnych sprawach i to jest istota sceny wg mnie. Pozdrawiam wszystkich korzystając z okazji.

Za Wami seria koncertów pod hasłem Sick Machines Tour 2006 u boku ASS TO MOUTH. A co później? Zbliżają się ciepłe dni, jakieś festiwale, festyny?

Trasa była rewelacyjna, dużo się działo i koncerty były super, przeginaliśmy nieco z zabawą, a ASS TO MOUTH to młodzi ludzie i prawdę mówiąc nie nadążaliśmy za nimi ale nie powiedziane, że jak będą mieli taki bagaż doświadczeń na karku co my, będą mogli jeszcze pić hehehe. Żart. Jakkolwiek trasa była bardzo udana, jak każda nasza do tej pory, jakoś mamy to szczęście, ze jeździmy zawsze z zajebistymi ludźmi, oby to się nie zmieniło. Zagramy na kilku letnich festiwalach ale nie będzie ich zbyt dużo, Za to jesień zapowiada się dość pracowicie, co napawa mnie wielką radością, trasy są jak na razie dopiero konstruowane więc na razie nie ma potrzeby o tym mówić, ale są plany ataku na Finlandię, Bałkany, może Ukrainę, Białoruś, Rosję na jednej trasie, no i Czechy moje ukochane, hehehe.

Widzisz przyszłość PARRICIDE w różowych okularach?
Chmmmm, co mam powiedzieć, nie ma tak, że wszystko jest z kapelą OK., jak jest dobrze, to zazwyczaj tylko chwilowo, zaraz coś pęka i trzeba to łatać, ciągła walka to po prostu powszechność, norma. W różowych kolorach więc raczej przyszłości naszej kapeli nie widzę ale mamy plany, które będziemy się starać realizować na przekór wszelkim przeciwnościom, pracujemy nad nowymi utworami, gramy koncerty, robimy wszystko, by pchać to wszystko do przodu i mieć z tego maksimum przyjemności.

Proszę o ostatnie słowa dla czytelników.
Pozdrawiam wszystkich zainteresowanych podziemną, brutalną muzą, kupujcie podziemne wydawnictwa i chodźcie na koncerty, wesprzecie tym kapele i scenę po prostu, akurat my jesteśmy zadowoleni z frekwencji na koncertach ale wiele koncertów jest granych przy niemal pustych salach, to złe zjawisko, wtedy wygrywają oponenci tej muzyki i to bez wysiłku, bo po prostu scena zabija się sama. Poza tym powinniśmy wszyscy być normalni, naturalni i prawdziwi w tym co robimy, czerpać z tego przyjemność i dobrze się bawić. No bo gdzie się bawić, jak nie na koncertach. Jak słyszę, że np. był zajebisty koncert w danym mieście i spotykam potem człowieka z tego miasta i pytam, był zajebisty koncert u was – byłeś? I jak słyszę nie, nie byłem, padało i nie chciało mi się dupy ruszyć, to krew mnie zalewa. Ale kij, dość morałów, każdy wie jak jest i wie także jak zrobić by było lepiej, tyle, że nie każdemu chce się to „lepiej” robić. Pozdrawiam jeszcze raz, dzięki za pogawędkę, wsparcie i czas poświęcony Parricide na łamach Stefka, zdrowia wszystkim. Cześć.

Dziękuje bardzo za poświęcony czas!

___
Tekst z 2006

___