Rrröööaaarrr (1986, Noise Records)
Killing Technology (1987, Noise Records)
Dimension Hatröss (1988, Noise Records)Kto z drogich czytelników pamięta Magazyn Muzyczny? Kiedy jeszcze nikt nie myślał o wydawaniu polskiej edycji Metal Hammera, to była w zasadzie jedyna skarbnica wiedzy dla młodych i starszych fanów rocka, zainteresowanych też mocniejszą jego stroną. Na jednej z okładek pojawił się Kerry King (gitarzysta Slayer) z ciekawą kolczatką na ręce i… jaszczurką. W środku znalazł się obszerny artykuł prezentujący co ciekawsze grupy z kręgu thrash, które deptały czołówce tego gatunku za jaką uważano wówczas Wielką Czwórkę – wspomniany Slayer, Metallikę, Megadeth i Anthrax. Przeczytać można było o m.in. Testament, Kreator, OverKill, Metal Church, Celtic Frost oraz Voivod. Nie wiem ile razy wracałem do tego artykułu później. Zapewniam, że wiele (pamiętam matkę pytającą się czy ja się tego uczę na pamięć, no cóż może, ale nieświadomie). Starałem dotrzeć do muzyki wszystkich z tych grup (na tym polegał czar poznawania muzyki młody czytelniku, wychowanym na MTV). Udało mi się, z pomocą kolegów. Za cel stawiałem sobie płyty, z początku kariery, o których była mowa we wspomnianym artykule. Nie rzuciłem żadną z kaset w kąt. Choć co tu kryć ciężko przechodziło się przez nie które dźwięki. Pierwszy kontakt z Voivod też do najlepszych pod względem wrażeń nie należał. Zostałem o tym ostrzeżony. Świadomość tego iż jest to coś bardziej ambitnego nie pozwalała mi się podać, ale z każdym dniem chętniej włączałem np. debiut Testament, niż którąś z płyt Kanadyjczyków. Poznałem w tamtym okresie trzy płyty: Rrröööaaarrr, Killing Technology, Dimension Hatröss. Po wielu latach kiedy na rynku była już płyta Phobos jakoś nic nie skłoniło mnie do powrotu do tych nagrań. Inna sprawa dziś (maj 2003). Można mi zarzucać iż w momencie kiedy zespół wspiął się na szczyt ja nagle staje się ich wielkim fanem. O płycie Voivod piszę poniżej, a tego typu zarzuty odpieram faktem, że te trzy płyty z lat 1986-1988 znałem wcześniej, a dziś mogę powiedzieć, że do nich dorosłem. I choć kusi aby zamiast nich włączyć tą z 2003 roku to wiem, że teraz płyty te nie pokryje kurz. One są jak stare dobre wino, w przeciwieństwie do nie których płyt, które w koncówce lat ’80tycvh i początku ’90tych wydawały mi się rewelacjami. Podoba się Wam Voivod? Nie bójcie się cofnąć wstecz i sięgnąć wstecz. Ten zespół to jeden z tych ponad czasowych.
Phobos (1998, Slipdisc Hypnotic Records)
Dobra i wiarygodna recenzja w Metal Hammerze i myśl w głowie dlaczego by nie posłuchać co tam u chłopców po tylu latach słychać. Smaczku dodawał fakt iż gościnie pojawił się Jason Newsted (jeszcze wtedy w Metallice). Kropką nad i była recenzja w Brumie. Pamiętam, że zapytany przez kogoś czego ostatnio słucham odparłem iż właśnie przechodzę przez Phobos. Kiedy zapytał co to takiego, opisałem mu jako niełatwą, duszną muzykę. Jak do niej dotrzeć? Co zrobić aby jej słuchanie stało się dla Was przyjemnością? Ja usiadłem, założyłem słuchawki na uszy i w spokoju odkrywałem nutę po nucie. Zabieg ten należy wykonać kilkakrotnie, ale uwaga: trzeba chcieć, nic na siłę. Muzyka Voivod ma to do siebie, że dociera się do niej długo. Pamiętasz już jakiś fragment, czekasz na niego, a tu nagle inny wpada Ci w ucho, pytasz się sam siebie dlaczego wcześniej tego nie słyszałem? I właśnie tu tkwi magia tego zespołu. Zrozumiałem to po latach. Żałowałem bardzo ze straconej szansy zobaczenie ich u boku Neurosis w naszym kraju, zwłaszcza kiedy zespół uległ poważnemu wypadkowi samochodowemu i raczej marne były szanse na kolejne ich zobaczenie. Światełko w tunelu pojawiło się jednak.
Wracając do Phobos to jest to płyta, która udowadnia klasę tego zespołu. Konsekwencja, rozwój, a nade wszystko szczerość wobec samych siebie. Życzę Wam aby się i Wam udzieliła.
Voivod (2003, Chophouse Records / Surfdog Records)
Od czego zacząć? Że ucieszyły mnie informacje o ich powrocie? Jasne, że tak. Że jeszcze bardziej śmiała mi się gęba z radości kiedy dowiedziałem się, że za bas złapał Jason Newsted? Oczywiście. Że czekałem z niecierpliwością na płytę? Owszem. Że nie podobały mi się porównania do płyty Metalliki nagranej bez udziału Jasona? Dlaczego? Bo muzyka Voivod zawsze szła swoim torem. Nie koniecznie podążałem nim ja sam, ale zawsze byłem go świadomy. Zespół nie był rozpieszczany ani przez wytwórnie, ani przez media. A wszystko to pomimo swego kunsztu i wielce wartościowych płyt. Dziś przyszedł czas Voivod. Słychać to z każdym dźwiękiem tej nowej płyty. Jest powietrze, jest wiatr i orzeźwiający polot. Jest melodia, jest przystępność, ale nie na miarę mass, to pewne. Ta przystępność bierze się w moim odczuciu z faktu znajomości starszych płyt. To prawda, Voviod nagrał płytę jaką nie jeden fan ich marzył w skrytości. Łatwiej dotrzeć do tych dźwięków, szybciej poznaje się ich magię. Tak magię, która sprawia, że płyty chce się słuchać po raz kolejny kiedy zatrzyma się w odtwarzaczu. To mi się jeszcze w przypadku tego zespołu chyba nie zdarzyło. Życzę zespołowi sukcesu. Niech go odniesie na arenie światowej. Niech będzie przykładem, że można zagrać bez nagięć pod publiczkę, bez koniunkturalizmu, za to szczerze, z kopem i czadem. Lubicie Tool? No dobra, Slipnikot? Black metal? Death metal? Hard core? Coś jeszcze innego? Nieważne, ta płyta jest dla wszystkich otwartych. Posiadającym klapki na oczach nie pozostaje nic innego jak współczuć, a reszcie wielu wrażeń.
___
Tekst z 2003