Na początku był serwer. Jeszcze wcześniej PC z Windows 98. To na nim zainstalowałem Appache HTTP Serwer Apache i skonfigurowałem PHP. Nie trwało to chwilę, tym większą sprawiło radość. Później odkryłem, że portalu Wirtualnej Polski jest możliwość założenia strony internetowej z własną bazą danych i obsługą php. Do tamtej chwili taka zabawa sporo kosztowała. Darmowo można było tworzyć zwykłe strony w html. Jedyna relacja pomiędzy nimi to hiperlinki.
I tak powstała pierwsza strona w domenie webpark.pl. Pierwsze publikacje. Chciałem mieć ich jak najwięcej. Więc treści było mało. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że wyprzedzałem czas. Dziś wszystko ma być krótko, zwięźle, żeby tylko nie znudzić czytelnika. Idee bloga zabiły portale społecznościowe. Twitter wbił ludziom do głowy, ze wystarczy im tekstu tyle co w SMSie. Ludzie uwierzyli, a ja pisałem. Już pod swoją domeną stefanzine.com.
Z muzyki chleba nie będzie.
Tworzenie stron internetowych, redagowanie treści, nieoczekiwanie pomogło mi w znalezieniu pierwszej prawdziwej pracy. I tak przez kilka lat kod html towarzyszył mi w mojej pracy. Zawsze jako dodatkowy zakres obowiązków. Tak też zaczęła się moja przepychanka z Google. Każda matka chce dla dziecka jak najlepiej. Od chwili gdy pod kolejnymi domenami pojawiały się moje strony zacząłem robić wszystko aby były one dostrzegane.
Prowadząc webzine promocja takiej strony polega, albo polegała kiedyś, na wymianie linków. Kiedy pisałem recenzję link do niej najczęściej trafiał na stronę wykonawcy. Ich słuchacze odwiedzali portal i tak szła w świat jego popularność.
W przypadku firm zaczęła się walka o pozycjonowanie. Pamiętajmy, że były to schyłek XX, początek XXI wieku. Kiedy szef słyszał od klienta, że znalazł jego firmę przez Internet moja praca w tym zakresie była tym bardziej doceniana.
Tytuły naukowe
Swoją czynności opisałem w swoich pracach zdobywając kolejne szczeble wykształcenia. Cofając się jeszcze do XX wieku już w chwili gdy zmieniałem, czy raczej dopisywałem kolejny tytuł zawodowy zmieniając się z mechanika samochodowego na informatyka moja praca dyplomowa o Internet Information Server była oparta o relacyjną bazy danych. Nikt, a przynajmniej ja nie słyszałem wtedy o PHP czy MySql.
Prace dyplomowe opisywały już konkretne czynności w tworzeniu stron i ich promowaniu. Swoją pracą magisterska udowodniłem, a faktem obroniłem przed komisją, że nie trzeba płacić Google ani złotówki aby być na pierwszej stronie wyszukiwania. W ostatniej jak dotąd pracy podyplomowej opisałem tworzenie wizerunku firmy na podstawie strony internetowej. Wciąż był to mój drugoplanowany zakres obowiązków, ale nadal bardzo ekscytujący.
O muzyce za pieniądze
Pasje do muzyki dzieliłem z czasem na prace. Jednak pojawiła się szansa aby obie sprawy połączyć w jedno. Rozmowa kwalifikacyjna z śp. Tomaszem Dziubińskim, legendarnym szefem Metal Mind Productions z siedzibą w Katowicach i etat obejmujący możliwość redagowania tekstów w Metal Hammerze! Marzenia się spełniają.
Słynny manager oprócz mojego doświadczenia zawodowego dostrzegł moje publikacje. Był to już czas gdy webzine działał całkiem funkcjonalnie. Na mój adres spływały materiały promocyjne z firm fonograficznych, młode zespoły zgłaszały się osobiście. W topowym czasie z propozycją współpracy wystąpiła firma Odyssey przejęta po jakimś czasie przez LiveNation.
Ostry zakręt przed prostą
W skutek braku czasu o muzyce zacząłem pisać coraz mniej. Przeszedłem okres darmowych serwisów oferujących publikacje treści. Świetność blogów była bardzo krótka. Choć wciąż wydaja się popularne to stały się źródłem utrzymania. Co za tym idzie, niestety w większości przypadków, straciły swoja autentyczność.
Pisałem dalej, pisałem o wszystkim do czasu gdy zwrócono mi uwagę na kompletny chaos. Wtedy to pojawił się pomysł na podział wszystkich treści. I tak powstało kilka tematycznych blogów. Jedne systematyczne (Wszędzie dobrze… podróże) inne spontaniczne (Bourbonierka).
Delete bez kopii czyli sława przemija
Kto choć przez chwilę miał do czynienia z informatyką ten wie, że robienie kopii jest ważna sprawą. Ja takowej nie zrobiłem wciskając pod wpływem impulsu przycisk Usuń. Tak zamknąłem bloga i z czasem musiałem się pogodzić z utratą kilkudziesięciu recenzji, a wśród nich tych, który utkwiły mi w pamięci ze względu na reakcje czytelników. Nie każdy musi znać zespół Hate. Recenzje ich płyt wywołały spore poruszenie. Żałuje, że nigdzie już nie mogę zamieścić tych tekstów.
Wszystko co udało się zachować i odzyskać z przeszłości można przeczytać grillowym blogu. Dziwny to pomysł. Z resztą nie pierwszy. Imię Stefan kojarzy się dosyć pospolicie, jak Janusz i Grażyna. Kilka osób wytknęło mi swego czasu nazwę stefanzine. Teraz zaś jest muzyczny grill. Zajadasz mięso i czytasz o muzyce albo jak wolisz grillujesz i słuchasz tego o czym przeczytałeś na Grill’em All.
Swojski webwriting
Kiedy pisanie o muzyce zeszło do minimum, nie zaprzestałem całkowicie redagować. To tekst o filmie, to o książce, o zakłamanej polityce, czy wspomnienia z podróży. Jakby tego mało, doszły tematy kolekcjonerskie. Choć przeczytałem poradnik, a różne subskrypcje kuszą mnie swoimi kursami to nadal piszę pod wpływem impulsu, po swojemu.
Jest jeszcze jeden powód mojego webwritingu – pamięć, czyli chwile ulotne jak ulotka. O wielu rzeczach człowiek zapomina. Może to i dobrze, bo jaki sens jest zaśmiecać sobie głowę różnymi mało znaczącymi faktami, chwilami, wydarzeniami. Jednak nawet te duże w swych szczegółach potrafią przepaść w odmęcie. Dlatego zapisuje je. Naprostszy przykład – wycieczka po Tunezji. Dziś nie byłbym wstanie wymienić miast, które zwiedziłem. Tak powstał blog o podróżach Wszędzie dobrze.
Kto dziś pisze pamiętniki, tajemnice skrywane dla siebie? Blog był pierwszą formą otwarcia się, która obnażyła wnętrze autora. Ekshibicjonizm stał się czymś naturalnym. To największy sukces tego ukrytego po drugiej stronie świata korporacji, polityki, administracji, służb… Publikując wyrażasz zgodę na przetwarzanie. Kto, kiedy, do czego to wykorzysta? Mało o tym myślimy.
Portale społecznościowe
Tam gdzie przeniosło się życie w Sieci moja aktywność wciąż jest znikoma, ale nie niezauważalna. Podchodzę do tego raczej jako do ciekawostki technologicznej. Zrobić dobre zdjęcie, efektownie je obrobić albo nagrać dobrze zmontowany film.
Kilka kont założyłem po wpływem impulsu. Jedne przepadły, bo zarządzajacy stwierdzili, że biznes nieopłacalny. Do nich zaliczam porażkę Google+. Inne wciąż są, a ja od czasu do czasu zaglądam, coś opublikuje. Tak jest na przykład z Tumblr. Przeczytałem o jej założycielu w Forbesie. Zaraz po lekturze założyłem konto. Dziś można powiedzieć, że to taka skrócona wersja WordPress.com.
Do sedna!
Kawa rozwiązuje mi język. Jest ze mną w trakcie porannego planowania, popijam ją przy pisaniu i publikowania tekstów. Pobudza i otwiera umysł, do którego wpadają kolejne słowa. Podsuwa pomysły, mobilizuje do działania. I jak tak jeszcze raz spojrzeć wstecz to wszystko ciągle tkwi w tym samym, tworzenie treści, stron internetowych, pozycjonowanie. Zatem łyk i dalej.