Through Endless Torment (2003, Empire Records)
Co daje większą radość – przewidywalna płyta znanej szerszemu gronu gwiazdy, czy też świeża, porywająca muza młodych, którym się chce? Wybieram opcję drugą i przedstawiam wam Through Endless Torment Supremacy ze Słowenii. Świeża krew prezentuje swoje spojrzenie na death metal. Od pierwszego kontaktu z tym materiałem nachodzą mnie skojarzenia z Obituary oraz Dying Fetus. Zaznaczam skojarzenia, które wywołują bardziej chęć posłuchania płyt tych zespołów niż łapanie Supremacy na zapożyczaniu patentów od nich.
Najważniejsze – nie ma tu pogoni za strumieniem światła. Ciężkie gitary, naprawdę mogą wgnieść słuchacza. Supremacy to taki walec, któremu ktoś wsadził silnik z Jeepa. Nawet najbardziej wyboisty teren zrówna z ziemią, pozostawiając za sobą miazgę. Jeśli zatem nie macie nikogo w pobliżu kto chciałby zrobić wam masaż pleców przechadzając się po was, sięgnijcie po płytę Through Endless Torment. Taki masaż od czasu do czasu jest jak najbardziej wskazany. Po którymś tam masażu naszła mnie jeszcze refleksja, że to właśnie tak powinien brzmieć dzisiaj np. Machine Head. Ale skoro Robb Flynn bardziej woli wyglądać niż grać pozostaje Supremacy. I w zasadzie nie ma co już filozofować.
Rodzi się jeszcze tylko pytanie jak zespół radzi sobie na koncertach? Być może kontrakt z Empire Records doprowadzi oprócz wydania ich płyty w naszym kraju (wraz z magazynu Thrash Em All nr 5/2004) do jakieś konfrontacji scenicznej. Byłbym za, a póki co Through Endless Torment do odtwarzacza i relax time. Wam też polecam chwilę odprężenia.
___
Tekst z 2005