Something Like Elvis


Personal Vertigo (1997, Antena Krzyku)
Bardzo późno ta płyta trafiła do mojego odtwarzacza. Znałem już takie kompozycje, jak choćby Leticia, Holy Wars z brumowskich składanek. Znałem już też trzecią płytę grupy, od niej jednak postanowiłem się odizolować i dać 100% szanse debiutowi SLE.
Zadziorny brud brzmienia, gitarowy hałas przyozdobiony brzmieniem akordeonu. Nawet nie spodziewałem się jak wiele może dać wprowadzenie tak rzadko spotykanego w rocku instrumentu. W momencie kiedy zespół wydaje swoją debiutancką płytę, na której w dużym stopniu słychać inspiracje wyniesione z domowych głośników ważne jest aby wyróżnić się od reszty. SLE udało się to znakomicie. Jako dowód przypomnę tu raz jeszcze pierwsze moje spotkanie z ich muzyką – krakowski Club 38, koncert u boku NoMeansNo i oderwanie mnie od baru.
Nie tylko akordeon stanowi o zalecie tej płyty. Pomimo młodego stażu na tej płycie są naprawdę ciekawe kompozycje. Nie znudzą się, a wręcz przeciwnie, będąc sam na to dowodem, napisze, że znoszą doskonale próbę czasu nawet w momencie gdy zespół wydał tak doskonałą płytę jak Cigarette Smoke Phantom.

Shape (1999, Antena Krzyku)
Shape to konsekwentne podążanie dalej obraną drogą. Słychać lepszą produkcje, wciąż tą samą pasję do grania. Oto zespół, który bocznymi drzwiami wszedł na salony. Zaślepieni i tak ich nie zauważyli.
Piszę w czasie przeszłym, bo kiedy dostałem swoją szansę na spotkanie z muzyką grupy wiadomo było już iż zespół przestał istnieć. Czy odrodzi się? Nie miałbym nic przeciwko. Byle muzyka była taka jak na debiucie, Shape, czy zamykającym ich karierę Cigarette Smoke Phantom.
___
Tekst z 2003

Cigarette Smoke Phantom (2002, Post Post)
Obserwuje poczynania tego zespołu od 1998 roku, kiedy to będąc na koncercie NoMeansNo odciągnęli mnie od baru i przyciągnęli swoimi dźwiękami pod scenę. Nie tylko dla mnie był to szok. Z ich dorobkiem studyjnym jakoś nie miałem w pełni do końca się zapoznać. Można powiedzieć, ze poznałem prawie całą ich debiutancką płytę, ale jakoś do tej pory nie było okazji posłuchać jej w całości. Kiedy w sklepie muzycznym zauważyłem Cigarette Smoke Phantom stwierdziłem, że teraz albo nigdy. Już po pierwszym przesłuchaniu wiedziałem, że lepiej wybrać nie mogłem. Od tego czasu wysłuchałem jej już nieskończoną ilość razy i mój zachwyt nie zmalał ani trochę. W czasach kiedy mówi się, że rock się skończył jego twarz próbuje się ratować w różne sposoby. Ostatnio najczęściej poprzez mieszanie go z innymi gatunkami co nie wychodzi nad zwyczaj wspaniale. Something Like Elvis znalazł inny sposób nad odświeżenie tego gatunku. Zmieszanie tego co już było w szeroko pojętym rock’n’rollu. Mamy tu więc punkową zadziorność i przybrudzone brzmienie, psychodelę i improwizację. Robiąc coś swojego można by rzec, ze zespół wszedł tylnymi drzwiami do ekstraklasy rocka. Ekstraklasy, którą wielu już dawno opuściło, a inni nie dotrą do niej nigdy. Znakomita płyta, pełna przestrzeni i muzycznych obrazów, dla wszystkich bez wyjątku. Polecam!
___
Tekst z 2002