Vol. 3: (The Subliminal Verses) (2004,Roadrunner)
Nie wiem czy Rick Rubin zna się z Ross Robinsonem. Nie wiem też czy łączą ich lub dzielą poglądy, upodobania. Dla mnie jako słuchacza praca tych dwóch panów jest dosyć znacząca. Dlaczego? Ano o ile 99% płyt produkowanych przez Ricka Rubina uważam za co najmniej bardzo dobre, o tyle nie przypominam sobie abym choć trochę lubi jakąkolwiek płytę Ross Robinsona.
Nie chciałbym ujmować zasług drugiemu z panów. Czy to Roots Sepultury nie porwało mnie tak jak jej poprzedniczka Chaos A.D., podobnie nie zachwyciła trójka Machine Head The Burning Red w stosunku do debiutu. Nie inaczej było z płytami Slipknot. Ross Robinson pozbawił tych płyt duszy. Pozostał toporność, która męczy.
Ross to jak dla mnie główny sprawca całego zamieszania jakim jest nu metal. I choćby nie wiem jak wściekali się muzycy Slipknot fakt jest faktem – pierwsze ich dwie płyty brzmiały jak wielu innych nowo metalowych wykonawców.
Przyszedł czas na trzecią płytę: Vol. 3: (The Subliminal Verses). Wystarczyły mi dwa fakty. Płytę wyprodukował tym razem Rick Rubin i obejrzany występ grupy przed Metalliką w Chorzowie 31 maja 2004 roku.
Przed Rickiem chylę czoła za takie pomnikowe dzieła jak choćby Regin Blood Slayer, czy Californication Red Hot Chili Peppers. Widać nie ma rady, trzeba pochylić się po raz kolejny.
Można by rzec, że płyta Vol. 3: (The Subliminal Verses) oddycha, żyje. Tu nie ma nawet o czym mówić bezcenna jest tu zasługa producenta. Świetne, intensywne brzmienie, głośniki aż skaczą od tych dźwięków.
Odpalając przycisk Play można się nie źle zaskoczyć, bo zamiast czadu jakie przynajmniej ja się spodziwałem Prelude 3.0 rozkręca tą płytę w sposób bardzo leniwy. Dopiero kolejny po nim Blister Exists okazuje się tym na co przede wszystkim się czeka jeśli chodzi o Slipknot. Niespodzianek jednak nie zabraknie w dalszej części. Chyba największą robi Vermilion, Pt. 2 – akustyczna ballada, z użyciem instrumentów smyczkowych. Jest melodia, zarówno jak w grze, jak i w śpiewie wokalisty. Jest wiele zmian w stosunku do tego co słyszałem w wykonaniu tego zespołu w przeszłości. Wszystko zmieniło się na duży plus. Co będzie dalej? Póki co lepiej o tym nie myśleć. Po raz kolejny sprawdził się syndrom trzeciej płyty. Nie rzadko udaje się zespołom zmienić opinie o fakcie iż to właśnie trójka jest tą najlepszą. Wstrzymuje się jednak z takimi opiniami do czasu usłyszenia kolejnej płyty. Tym czasem szczerze polecam najlepszą płytę Slipknot, nagraną do tej pory – Vol. 3: The Subliminal Verses.
___
Tekst z 2004