Self-Proclaimed Existence (2005, Empire)
Sammath Naur to jeden z tych zespołów, które swym debiutem starają się uciec od jakichkolwiek szufladek stylistycznych. Pozostawiając sobie otwarte drzwi łatwiej jest skierować się na obszary, które wzbudzą największe zainteresowanie słuchaczy. Self-Proclaimed Existence jest poligonem doświadczalnym, zbiorem tego co dotej pory zespół zdołał opanować na sali prób. Jest tego nie mało. W przeważa dawka black metalowa skierowana na jej symfoniczną formę. Taki stan rzeczy mamy od choćby w Organic Ego System, Three-Coloured Rhapsody Of Dead Time, czy też kompozycja tytułowa. Nie brakuje również ciągotek w stronę death metalu, od choćby zaczynającym się od perkusyjnej kanonady A Hand Across The Galaxy. Ta kompozycja to jednak nie tylko śmiertelny wyziew. Jej rozbudowana aranżacja prowadzi nas przez klimatyczny wstęp, by w końcu powrócić do czarnej symfonii. Wspomniałem o klimacie. Self-Proclaimed Existence oprócz kosmicznych pejzażyIntro), zawiera ponadto akustyczne dźwięki gitar, czy też, co również ważne podkreślenia, melodyjne solówki. Thy Reverie to spokojna miniaturka instrumentalna przypominająca katowski Talizam, lub też 13.12.1988 grupy Turbo. Najciekawszą solówkę natomiast usłyszymy w Noble Prophets, która kończy całą płytę, zamykając niejako koło powrotem do elektronicznych dźwięków z otwierającej introdukcji.
Są zespoły, które niejako za swoją wizytówkę mają różnorodność stylistyczną. Są też takie i do nich zaliczam Sammath Naur, które dopiero na kolejnych wydawnictwach określają swoją drogę rozwoju. Self-Proclaimed Existence ma w sobie pewien chaos i sprawia wrażenie nie do końca przemyślanej całości. Szczególnie po Grand Space Opera, który jest niejako drugim intrem i pomostem do dalszej o wiele bardziej zróżnicowanej części płyty. Tłumacze sobie to chęcią poszukiwań, bo mimo wszystko ten stylistyczny bałagan, choć czasami może wywołać lekki szok, szczególnie u co bardziej konserwatywnych słuchaczy, to na dobrą sprawę dobrze wróży grupie na przyszłość. Wszystko wyjaśni się na drugiej płycie, do oczekiwania, na którą zachęca zawartość debiutanckiego krążka.
___
Tekst z 2006