Szczyt może być celem. Czy jednak zdobycie go oznacza osiągnięcie tego co zamierzone? Nie raz zejście ze szczytu bywa trudniejsze.
Pan Leszek Czarnecki, jeden z najbogatszych polskich biznesmenów, inżynier oraz doktor ekonomii [1], wyznacza sobie cele. Zdobywa je twierdząc przy okazji, że nie pieniądze są tutaj najważniejsze. Nikt nie dodaje, że cele swoje zdobywa po przysłowiowych trupach. Nikt nie zapyta go o ludzi, którzy stracili tysiące złotych inwestując w jego spółki akcyjne. Zapewnienia, że nic nie jest stracone to pewnie nie udany cel albo jedynie kłamstwo. Dla akcjonariuszy to nie porażka, a jedynie nowe życiowe doświadczenie. Dosyć proste wytłumaczenie. Fakt nie pozbawione sensu. Znalazłem go w książce Mount Everest Biznesu napisanej przez wybitnego himalaistę pana Krzysztofa Wielickiego przy udziale panów szkoleniowców Marcina Renduda oraz Zbigniewa Kowalskiego.
Życie bez niego nie ma sensu. Celem może być wszystko. Jedne realizujemy sami, inne zespołowo, w grupie. Ciężko jednak osiągnąć coś naprawdę samemu. Trzeba wiedzieć przy tym jak wykorzystać otoczenie. Własne ambicje, determinacja nie raz potrafią zaszkodzić tym, bez których nie wejdziemy na szczyt. Mamy własne cele i pomagamy osiągnąć innym ich własne. A gdy coś się nam nie uda to porażkę należałoby traktować to jako nowe doświadczenie. Dopiero z portfelem doświadczeniem możemy zaoferować coś innym ludziom.
Przekaz jest rzeczą ważną. Zamykając się w sobie tak naprawdę ograniczamy się. Nawet gdy nasza specjalizacja jest zawężona, to otwartość na inne sfery, dziedziny, branże, sprawy czyni człowieka bogatszym. Staje się interaktywny. Własna wszechstronność sprawia, że łatwiej jest nam wykonać konkretne zadanie w tym właśnie miejscu i czasie. Poznawać i dzielić się własną wiedzą i umiejętnościami. Doradzając przestrzegamy przed popełnieniem błędu. Oszczędzamy czyjś czas. Taka inwestycja często się nam zwraca w chwilach kiedy nawet się tego nie spodziewamy.
Instytucja zmusza do działania według określonych zasad, procedur czy instrukcji. Nie jedna z nich określa ściśle tok postępowania. Utrudnia życie, można by zrobić coś prościej. Innymi słowy nadać ludzką twarz tym zapisom. Sztuką jest pisanie rozsądnych procedur, a co dopiero takie, które mają ludzką twarz. Nie raz inne rekomendacje, zalecenia, czy ustawy zmuszają do takich kroków działania. Działamy jak roboty, ale spotykając się przy automacie z kawą nie musimy już być wyuczonymi karykaturami. Liderzy zostają wykastrowani przez swoje korporacje z własnej naturalności. Wbija się im do głowy postępowanie z ludźmi od a do z. Wydaj zadania, określ termin, zapytaj o to i tamto, nie zapomnij dodać coś śmiesznego, od czasu do czasu umów się na drinka, pokaż, że jesteś zainteresowany, zatroskany, a przede wszystkim nie ukazuj własnego ja. Tego ci robić nie wolno. Jeszcze wyjdzie na jaw, że dasz się na wszystko naciągnąć, a po dwóch kieliszkach rozklejasz się. My nauczymy cię być.
Wspaniały byłby świat biznesu gdyby od prezesa po wartownika czuło się własne ja z zachowaniem szacunku do przyjętej struktury stanowisk. Z reguły bywa tak, że prezesi czy dyrektorzy chcą stworzyć firmę z pozytywną atmosferą. Zatrudniają więc fachowców pokroju panów Marcina Rendudy i Zbigniewa Kowalskiego. Ci postawią pytania i wspólnymi siłami stworzy się twór, który z zewnątrz zionie ogniem, a w środku tworzy zintegrowany zespół wpatrzony w celownik, którego parametry wyznaczył zarząd. Wszystko dla zadowolenia. Pewnie, ten z szczytu korporacyjnej władcy, na przykład wspomniany już pan Leszek Czarnecki, miał swój cel, do którego osiągnięcia potrzebny były wszystkie te działania, w tym szkolenia.
Kropla do kropli i robi się kałuża. Po chwili zaczyna łączyć się jedna z drugą. Wytwarza się nurt i następne. Łączą się tworząc już szerokie koryto. Po drodze napotka na wzniesienia, ale podnosi poziom aż zdobędzie kolejną przeszkodę. By to się udało trzeba wspólnego działania. Grunt nie raz sprawia, że pojawiają się ekstremalne warunki. To największy sprawdzian dla każdej kropli. Płyną z siłą by zakończyć w wielkim zbiorniku. Kres tej wędrówki bywa słony.
Świat to jedynie podmiot. Prawdziwy charakter dodaje mu dopiero człowieczeństwo. Ludzie wolą jednak upodabniać się do maszyn. Roboty bywają bardziej uczuciowe niż ich twórcy. Wszystko w myśl globalizacji myślenia i postępowania.
Setki, tysiące, miliony marionetek w rękach menadżerów. Człowiek często bywamy dopiero przekraczając próg domu po powrocie z pracy. Czytałem nie raz o esesmanach, którzy wykonywali swoją pracę w obozach, a następnie przeistaczali się w kochających mężów i ojców. Czym różni się dziś od nich kierownik w korporacji?
Liczy się tylko on. W dobie cięższych czasów nie ma szans na dociągnięcie własnego pasa. Inni, a i owszem, pochwała dla tych, którzy sami, bezinteresownie rzecz jasna, mu w tym pomogą. Musi iść z duchem czasu. Podobno wszystko da się kupić. Nikt jednak nie potwierdzi tego w 100%. Nagła ciężka choroba, niespodziewane zdarzenia losowe w rodzinie nie dadzą się powstrzymać za żadne banknoty świata. Los nie jest materialistą.
Sztuka bytu oparta o subiektywizm. Współdziałanie i radość z sukcesów innych, a przy tym własny doping siebie by dalej zdobywać kolejne wyznaczone przez siebie szczyty.
Nie obierać łatwych druk. Internet skraca drogę do wiedzy. Przez to nie doceniamy jej aż tak bardzo. Nie pamiętamy już ile satysfakcji przynosi własna droga rozwoju i poznawania. Nie trzeba bez przerwy obierać kierunku wprzód. Dokładniejsze zrozumienie, praktyka i zastosowania wciąż czynią nas mistrzami. Na to trzeba czasu, który choć biegnie do przodu to nie zostajemy za nim w tyle. Nie raz droga w bok sprawia, że dostajemy przyśpieszenia, by w końcu okazać się najważniejszym sukcesem naszego życia. Małe potrafi cieszyć tak samo jak duże.
Najważniejsze to wiedzieć czego się chce i jakie jest moje nastawienie do otaczającej mnie codzienności.
Nie wątpię, że książka Mont Everest biznesu w swym założeniu miała mieć pozytywny oddźwięk. Między wierszami można wyciągnąć przydatne dla siebie stwierdzenia. Nikt jednak nie stworzył jeszcze idealnego toku postępowania w biznesie. Autorom tej publikacji według mnie również się nie udało. Jest to jednak kolejny tytuł, obok takich jak Uwierz w siebie. Poznaj swoją moc, Zarządzania czasem. Strategie dla administratorów systemów czy Prostej metodzie jak skutecznie rzucić palenie, który stanowi cegiełkę to tworzenia własnego siebie. Warto poznać zdanie innych, a że wywołują one w trakcie lektury emocje to świadczy o tym, że nie jest to tylko ukartowana paplanina między trzeba mężczyznami, którym wydaje się, że coś tam wiedzą. Mają wiedze i można z niej skorzystać zaglądając właśnie do Mont Everestu biznesu.
___
[1]- za Wikipedia, wolna encyklopedia
Książk Mont Everest biznesu, autorzy: Krzysztof Wielicki, Marcin Renduda, Zbigniew Kowalski, wydawnictwo Helion, Gliwice 2010