Kreator


Pleasure To Kill (1986, Noise)
Powalająca okładka. Znakomity wzór na koszulkę prawdziwego metala. Taa, do tego wytarte jeansy, białe adidasy, ach to były czasy. Śpiew kruków lub innych wron, cmentarz? Atmosfera grozy i nagle upragnione dźwięki gitar i perkusji. Jesteśmy uratowani? Nie byłbym tego taki pewny. Pókiś jednak żyw i nikt nie miał Cię jeszcze przyjemności zabić poddaj się muzyce, którą przygotował dla Ciebie Mile Petrozza z kumplami. Słuchać bowiem będziesz najwybitniejszej płyty niemieckiego thrash metalu lat ’80-tych. Miłych wrażeń.

Terrible Certainty (1987, Noise)
Metalmania 1988, główną gwiazdą nie kto inny jak Kreator. Dwa koncerty wchodzące w promocję tegoż właśnie krążka. Ach gdybym był o tych parę lat starszy… no nic mam płytę, z równie dobrą okładką co Pleasure To Kill, ale muzyką jakby inną, jakby brakował jej tego czegoś co miała Pleasure. Może to rzecz gustu, osłuchania, ale zdarzyło się Kreatorowi wcześniej i później nagrać lepsze krążki. Tak sądzę ja, a Wy? Sprawdźcie sami.

Extreme Aggression
(1989, Noise)
Trzymając w ręku okładkę z Extreme Agression zastanawiam się czy zabrakło koncepcji na ciekawy projekt, czy też żaden nie był na tyle interesujący, że muzycy postanowili upiększyć front opakowania własnymi podobiznami. No i to jest ekstremalne! A muzyka? W końcu ona jest tu najważniejsza. Można by napisać, że tytuł w pełni oddaje jej treść, niestety jeśli chodzi o mnie zabrakło znów tego czegoś. Niby słucha się tego niczego sobie, ale ja sam jakoś wolę co najmniej dwa inne krążki tegoż zespołu od Extreme Agrsession. Co nie znaczy nie powinniście sprawdzić sami jaką muzykę zawiera ta płyta, a nuż będzie to coś czego szukacie.

Coma Of Souls (1990, Noise)
Przyznać trzeba, że ta nazwa mnie elektryzowała. Niby można wymienić ze stos płyt lepszych od tego co gra Kreator, ale jednego czego nie można im odmówić to własnej osobowości. Tak mili Państwo Kreator dzięki swojemu liderowi takową posiada. Coma Of Souls to był i jest miód dla ucha! Zespół zaskoczył i pokazał, że jest jednym z najlepszych grup metalowych u progu lat ’90-tych. O tej płycie mówi się ciepło i dzisiaj. Zgadzam się z tym również i ja. Jak wielka to płyta niech świadczy fakt, że zespół nie był wstanie przebić jej popularności przez następne dziesięciolecie.

Violent Revolution (2001, SPV)
Po Coma Of Souls do każdej płyty Kreatora zniechęcały mnie recenzje. Niby ten sam, ale inny, no więc jaki? Zespół eksperymentował, a ja nie bardzo wierzyłem, że jest to coś przynajmniej na miarę Coma Of Souls. W latach ’90-tych mój kontakt ograniczył się do obejrzenia fatalnego występu na Metal Hammer Festival 1997. Wciąż miałem w pamięci i nie raz zdarzyło mi się posłuchać Pleasure To Kill. Wobec tego wszystkiego i mając na uwadze to, że zespół cały czas działał czy można mówić o powrocie? Tak jeśli mamy na myśli powrót do łask fanów. Uczyni to, jestem tego pewien, najnowsza płyta – Violent Revolution. Słucham jej i mam wrażenie jakby był to następca Coma Of Souls jakby tych słabszych lat w ogóle nie było. Od otwierającego Reconiquering The Throne, po przez miniaturkę The Patriarch, z spokojnym początkiem Replicas Of Life, do System Decay. Dwanaście numerów najwyższej klasy! W czasach kiedy wielcy thrashu podążyli nie pewnymi ścieżkami, droga Kreatora na szczyt jest łatwiejsza niż kiedykolwiek. Oby on sam z niej nie zawrócił. Zachęcam Was do posłuchania Violent Revolution, starszym fanom być może nawet zakręci się łezka przy słuchaniu na wspomnienie o dawnych dobrych czasach, a młodzi adepci metalu dowiedzą się jak grało się thrash najwyższej klasy. I oby grało się go z taką klasą jak najdłużej! Tego sobie i Wam życzę.
___
Tekst z 2002