Pod hasłem Technical Metal Massacre miały odbyć się dwa koncerty. Do skutku doszedł tylko pierwszy z nich w warszawskim klubie Progresja. Drugi odwołano w momencie kiedy właściciel krakowskiego Loch Ness wystraszył się utraty koncesji na alkohol, którego sprzedaż zabroniono ze względu na panującą prohibicję. Na szczęście w stolicy zniesiono zakaz sprzedaży napojów procentowych już 18 godzin wcześniej przed otwarciem bram klubu. Można było więc napić się piwa, a przede wszystkim zobaczyć trzy, utrzymane na wysokim poziomie koncerty.
Pierwszy na scenie zainstalował się Sepsis. Od pierwszych sekund pozytywnie zaskoczyło nagłośnienie. W końcu aby oddać wszystkie walory tego występu ważne było jak zabrzmią wszystkie zespoły. W tym względzie do samego końca wszystko było na szóstkę. Wracając do pierwszego koncertu powiało mocno wiatrem od Florydy. Mocne naleciałości spod znaku Death, Pestilence, czy Cynic. Do tego głos Marka Woźniaka do złudzenia przypomina krzyk Chucka Schuldinera. Zagrali najnowsze kompozycje, jak również starsze, pochodzące z Promo ’99. To właśnie te starocie głównie przesiąknięte były starą florydzką szkołą death metalu. W nowszych rzeczach daje wyczuć się nowe wpływy. Zespół zaczyna kombinuje w kierunku progresywnym. Efekt ciekawy, ale bez wcześniejszej znajomości może nieco znużyć. Dzięki jednak wymieszaniu, nowości ze starociami, koncert układał się w przystępną całość. Rzecz jasna od strony technicznej nie można było mieć jakichkolwiek zastrzeżeń. Dobre, choć nie raz mało oryginalne, riffy, ścinające moshujące głowy solówki, ciekawie zaaranżowany bas i partie perkusji. Nie wiem ilu młodych adeptów metalu poznało klasykę death metalu z Tampy, jest jednak szansa, że za sprawą Sepsis sięgną oni po takie krążki jak Human, Spheres lub Focus. Lody nieśmiałości topniały z każdą minutą i choć nie skończyło się na totalnym szaleństwie to trzeba przyznać, że powrót do przeszłości wypadł nad wyraz okazale.
NeVeR nie musiał długo przekonywać zebranych pod sceną do swojej muzyki. Inna sprawa, że robiła wrażenie przystępniejszej w stosunku do poprzedniej grupy. Zespół obrał kurs na brutalniejszą odmianę death metalu. Ich obecność w Progresji tego wieczoru nie była pod żadnym pozorem przypadkowa. Muzyka NeVeR mimo, że mocno energetyczna, nie pozbawiona jest smaczków, ciekawych przejść i zagrywek. Nikt się z nikim nie pieści. Na uwagę zasługuje też osoba za mikrofonem. Okazuje się, że Weronika (Totem, Sceptic) i Sylwia (The No-Mads) nie są tak do końca odosobnione na polskiej scenie metalu (nie mylić z niewiastami z darka stars). Nie potrafiłem tylko pojąć dlaczego basista tak bardzo wysuwał się do przodu, co ograniczało swobodę schowanej za nim Chimera. Zdaje sobie sprawę z odgrywanych, nieprostych partii basu, ale jeśli miałbym się czepiać wizualnej strony, to pierwszoplanowa postać Jarosława Pietrzyka z instrumentem zawieszonym prawie u szyi troszkę psuje wizualną stronę ich metalowego widowiska. Nie źle kontrastowała też koszulka na ramiączkach i pas z nabojami, w który przyodziana była wokalistka. Od strony muzycznej prezentuje ona krzykliwą, miejscami męczącą z braku choć odrobiny melodyjności, formę śpiewu. Mimo to dobrze uzupełnia to co grają jej koledzy. Choć nie była to bezmyślna sieka na cześć trzech szóstek, NeVeR zdecydowanie bardziej nadawał się do zabawy, niż słuchania z piwem w ręce i tupania nogą.
Kiedy wymieniano chyba cały sprzęt na scenie obawiałem się trochę potrwa dostrajanie tego wszystkiego. Poszło jednak szybko i sprawnie, ledwo dopiłem piwo gdy Sceptic uderzył w zebranych pierwszymi dźwiękami. Zaczęła się prawdziwa uczta dla ciała i ducha, coś czego zupełnie się nie spodziewałem! Chyba nigdy nie przeszła mi przez głowę myśl, że ten zespół może tak smakowicie wypaść na koncertach. Z każdą minutą Hiro, szef zespołu, umacniał swoją pozycję na szczycie mojego osobistego rankingu gitarzystów. Kilka dni wcześnie widziałem go dwukrotnie z Virgin Snatch i muszę powiedzieć jedno. W Sceptic Jacek czuje się jak ryba w wodzie. Jeśli miałem jakieś obawy, że jedna gitara może czynić ich muzykę na żywo uboższą, to szybko o tym zapomniałem. Solówki jakie słyszałem tego wieczoru wykonaniu mistrza mało nie posłały mnie na kolana! Trochę byłoby z tym trudności, ze względu na wokalistkę Weronikę, która odgrywa równorzędną rolę co lider zespołu. Doskonale radzi sobie w roli frontmana. Nie trzeba było długo czekać by publiczność całkowicie podporządkowała się jej gestom, wzniesione do góry ręce z zaciśniętymi pięściami, czy diabełkami, klaskanie do rytmu. Przede wszystkim kolejny raz należą się jej brawa za wokal. Moc, siła, ekspresja. Wera wie poco jest na scenie i co jest na niej grane. By sprawiedliwości stało się zadość, należy wspomnieć jeszcze o świetnie spisującej się sekcji rytmicznej w osobach Marcin Halerz (bas) i Jakub Chmura (perkusja). Choć schowana jakby na drugi plan, odgrywała perfekcyjnie swoją rolę.
Od strony wizualnej koncert osiągnął mistrzostwo gdy w czasie załączonego stroboskopu Wera moshowała swoimi dredami. W blasku migającego światła jej ruchy wydawały się zwolnione, jakby mechaniczne. Być może nie zamierzony, ale świetny efekt!
Ten koncert okazał się dużą, pozytywną niespodzianką. Zaskoczył mnie koncertowy potencjał muzyki Sceptic. Nie dziwi więc zadowolona mina jej twórcy Hiro, który wkłada w jej wykonanie 200% swojej duszy i serca. Daleki jestem od porównań, z Death, czy z którymkolwiek innym zespołem. Jacek ma swój własny styl, który mocno wpływa na całość tego co gra jego zespół. Pomimo ciągłych przetasowań personalnych, obecny skład jest doskonale zgrany, a najlepszym dowodem opisany właśnie występ. Zbyt krótki, pozostawiający ogromny nie dosyt, świetny koncert Sceptic.
Bez dwóch zdań bardzo udany wieczór. Duża dawka przemyślanej,porywającej muzyki. Warto też dodać o profesjonalnej organizacji, której przewodził NeVer Menagement. Szkoda, że rzeczywistość pokrzyżowała plany i krakowska publiczność nie mogła zobaczyć tego zestawu u siebie. Mam jednak nadzieje, że organizator będzie kontynuował ten cykl dalej. Jak było widać w Progresji są chętni, którzy chcą posłuchać i pobawić się przy takiej muzyce.
___
Tekst z 2006