Owiane legendą są już koncerty Acid Drinkers w katowickim Mega Clubie. Trudno powiedzieć czy ten, na którym gościłem 28 października również zostanie zaliczony do udanych. Jest na to szansa, Titus ze ceny oznajmił wszystkim, że jak zwykle Katowice są niedozajechania. Miła to ocena dla tłumu licznie przybyłego tego wieczoru do klubu. Ale po kolei.
Najpierw scenę okupowali techniczni. Dwóch niezmordowanych, których zadaniem jest aby to wszystko zabrzmiało jak należy. Wszystko to wśród okrzyków Acid! Acid! Acid! Gasną światła i zamiast intro króla lwa z głośników słychać odpalanie głośników. Maszyna rusza, dokładnie tak jak na ostatniej płycie Rock Is Not Enough… Na pierwszy strzał trzy numery. Dopiero po nich powitanie i nie ma wybacz lecimy dalej. Przedstawienie nowego, bo w sumie po raz pierwszy w Katowicach w tym składzie, gitarzysty Olassa i dalej jazda do przodu.
Nowa setlista, a wśród niej takie niespodzianki jak United Suicide Legion, czy odśpiewany przez Olassa Solid Rock. Nowy nabytek zespołu odśpiewał też Slow And Stoned oraz Poplin Twist, którego powrót do programu koncertowego cieszy mnie bardzo. Zabrakło Barmy Army, które widać jednak zespół wykreślił z setlisty (w marcu w chorzowskim klubie Kocynder na okrzyki publiczności Barmy Army! odparł, że na ten utwór zapraszamy za trzy lata). Dostaliśmy jednak namiastkę debiutu w postaci nieśmiertelnego I Fuck The Violence. Zagrany na koniec części podstawowej. Przedtem jednak przetoczyło się przez nas kilka numerów z ostatniej płyty, oprócz wspomnianego już E.E.G.O.O, także Hate Unlimited oraz When You Say To Me Fuck You. Say It Louder. Nie zabrakło rzecz jasna The Joker, Pump The Plastic Heart. Była też Human Bazooka, czy Proud Mary i wiele jeszcze innych. Niespodzianki? A owszem, kiedy publiczność skandowała Ślimak solo!, ten złapał za gitarę i odstawił solówkę, która została przyjęta owacyjnie. Pot lał się ze sporej części zebranych, którzy stawili się celem zabawy czynnej, a nie biernej. Ta część publiczności też najgłośniej domagała się powrotu na scenę. Czy ktoś tu zamawiał drinka? zapytał Titus i zabrzmiał Wild Thing, który w jednej chwili zmienił się w Ride The Lightning. Myślę, że wielu było zaskoczonym takim finałem. Ja słyszałem ten numer w wykonaniu Kwasożłopów już w Szczytnie, ale i tak miło się tego słuchało. Niestety to był ostatni punkt tego wieczoru. Zespół ukłoniwszy się zebranym zszedł ze sceny.
I tak kolejna sztuka Acids za mną. Druga z Olassem, który jak dla mnie jest świetnym wyborem. Mocne zaangażowanie i solidne przyłożenie się do tego co się robi. To samo tyczy się reszty, tej sprawdzonej, będącej od początku kręgosłupem tego zespołu. Po raz kolejny ten młody obiecujący zespół z Poznania udowodnił, że jest jedną z najlepszych grup koncertowych w naszym kraju i, że na ich koncerty na prawdę warto się wybrać. Łapcie okazję, za każdym razem.
Jako support zagrał zespół Her.