Jeżeli ktoś piszę biografię sławnej osoby i nie ma w niej ani słowa od bohatera, to cóż warta jest taka książka? Czy idąc śladem takich bossów show biznesu jak Bono, lider, wokalista, gitarzysta zespołu Metallica, James Hetfield mógłby zainteresować swoją autobiografią czytelników na całym świecie? Jestem przekonany, że mógłby.
O książce z metalu
Nie polecam książki Człowiek z metalu. Pod przykrywką historii życia jednej z najbardziej charyzmatycznych postaci na scenie rockowej, dostajemy kolejną słabą opowieść o Metallice. Nic w niej dla tych, którzy chcieliby dowiedzieć się o życiu Jamesa od samego Jamesa. On jako mąż i ojciec rodziny. On jako prezes jednej z najwiekszych firm w muzycznym biznesie. On jako istota ludzka, niepozbawiona wad, uległa na nałogi.
Nikt nie oczekuje od James Hetfielda nawracania ludzi na dobrą drogę. Nie miał bym nic przeciwko, akurat w tym przypadku, aby powstała książka rzeka wywiad. Musiałby go przeprowadzić ktoś niezwykle wszechstronnie utalentowany, potrafiący rozmawiać z ludźmi na różne tematy. Może to moje skamlenie, naiwność. Po Człowieku z metalu zaczynam podejrzewać, że chodzi tu i jakiś spisek niczego więcej się o nas (Metallica) nie dowiesz.
Plotki
No cóż, zapewnie jest wielu, którym James uścisnął dłoń. Mnie również i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy. Po koncercie Metalliki na stadionie Śląskim w 2008 roku, rozmawiając ze znajomymi, jeden z nich opowiedział o koledze, który będąc sporej postury, zatrudniał się tymczasowo przy ochronie celebrytów. Jednymi z nich byli muzycy zespołu Metallica.
Usłyszałem, że jak na tak wielkie sławy wydali się ludźmi skromnymi, miłymi. Wydało mi się to oczywiste. Gwiazdorskie charaktery rzadko miały u mnie akceptację co przekładało się na to czy ich płyty były w moich zbiorach czy nie. Rzecz jasna, że gdyby spojrzeć na listę płyt i wykonawców każdy udowodnić mógłby mi niekonsekwencję tego akapitu. Wróćmy do Jamesa.
Biznes jest biznes
Metallica to ogromna firma, która płaci wielu osobom aby wszystko funkcjonowało jak należy. Przyznacie, że takie show jakie możecie zobaczyć w ich wykonaniu nie wielu artystów prezentuje swoim słuchaczom. Czy fajne, czy nie, to rzecz gustu. Zespół Jamesa Hetfileda stawiam w jednym szeregu z The Rolling Stones, U2 oraz Madonną. Lista jest otwarta. Kto był choć raz na koncercie tych wykonawców wie o czym pisze.
Skoro Metallica uznamy za przeciębiorstwno, to musi ona mieć szefa, prezesa, dyrektora? Kto zna historię zespołu, choćby z tych najgorszych książek o zespole, ten wie, że James Hetfield to jeden z dwóch liderów. Drugim jest perkusista Lars Urlich. Tylko jeden z nich stoi na przodzie sceny, rozmawia z ludźmi, śpiewa. Dodajmy i gra na gitarze to, co w większości skomponował.
Wydaje się stać na boku w kwestiach biznesowych. Tak to wygląda z zewnątrz. W mediach wypowiada się Lars. Walczy o sprawiedliwość dla zespołu, często też dla całej branży muzycznej, jak na przykład w słynnej sprawie z Napsterem. James Hetfiled jest prezesem, który podejmuje strategiczne decyzje, a do ich realizacji ma zastęp ludzi na czele ze z wygadanym Urlichem.
Bez Jamesa nie byłoby Metalliki. Wystarczy obejrzeć kilka scen z filmu Some Kind of Monster by przekonać się, że działalność zespołu uzależniona jest od formy jego lidera. Zabawne, że pisząc kiedyś, w 2005 roku o tym filmie, miałem zupełnie inny pogląd na temat Metalliki i biznesu.
Pięć lat później stałem pod sceną na warszawskim Bemowie, przy samej barierce, słuchając jak James śpiewa Nothing Else Matters. Gdy krzyczał ze sceny Seek And Destroy! Byłem już odwrócony plecami… Minęła kolejna dekada, a ja co najwyżej czytam newsy o zespole Metallica, jej prezesie. O tym, że znów musiał zrobić sobie przerwę, zatrzymać się, oczyścić. Czasami rzuci mi się w oczy jakieś zdjęcie z rodziną. Mam nadzieje, że wszyscy w niej są szczęśliwi.
Biznes się kręci, wszystko w Metallice działa jak należy. Mark Eglinton, autor książki Człowiek z metalu nie zburzył zapory prywatności Jamesa Hetfielda. Może nikogo nie interesuje jaki jest w pracy, do której nie chodzi codziennie, a mimo to jest ona z nim przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Przychodzi chwila gdy spotyka się z pracownikami, współpracuje, poświęca czas klientom. Miły, uprzejmy, świadomy swoje sukcesu i jego ciężaru.
Sukces jest okupiony cierpieniem. Zostają płyty, muzyka, teksty, wspomnienia z koncertów. Pragnie się, nie znając ceny za niego. Potrzeba naprawdę silnej psychiki żeby znieść to wszystko i nie oszaleć. Albo nie zapić się lub nie zaćpać na śmierć. Dopalacze w biznesie muzycznym to sprawa odwieczna. Tylko najsilniejszym dane jest powierzyć wiele spraw aby móc cieszyć się życiem po zejściu ze sceny. Jak bardzo tego nie wiemy.
James Hetfiled wydaje się osobą zadowoloną z życia. Pewnie nie wiele by zmienił. Kto chciałby mieć go za szefa na pewno nie mógłby widzieć w nim ciągle idola. Lepiej zdjąć różowe okulary i patrzeć na niego jak na człowieka. Z metalu? Raczej z duszy i ciała.
Książka Człowiek z metalu. Szczegółowa biografia Jamesa Hetfielda, autor Mark Eglinton, tłumaczenie Robert Filipowski, wydawnictwo In Rock, Poznań 2018