Fire
(1993, Izabelin Studio)
Zespół Hey urodził się w czepku. Najpierw trasa z Acid Drinkers, potem festiwal Jarocin i pierwsza w Polsce taka promocja zapewniona przez wytwórnie.
Sukces płyty był tylko formalnością. Oczywiście nie obyłoby się bez talentu zespołu. Młodość znaczy szczerość. Płyta Fire jest przesiąknięta spontanicznością. Z pewnością wiele w niej naiwności, zapożyczeń rodem z Seatle (był sobie grunge), ale na ówczesny czas nikt z młodych nie miał takiej siły przebicia jak właśnie oni. Znaleźli się we właściwym czasie na właściwym miejscu. Dziś Fire to w zasadzie the best of sam w sobie. Klasyk, którego nie sposób brać pod uwagę, gdy myśli się o rocku w Polsce. Czy ktoś nie zna Teksańskiego, Mojej i Twojej Nadziei? To tylko zajawka, a nie którzy nie potrafią nawet tyle. Hey potrafił.
Ho!
(1994, Izabelin Studio)
Ta płyta miała zapewniony sukces komercyjny. Wytwórnia spała spokojnie, a zespół? Czy to ładnie najpierw chwalić, a potem wręcz ze wstrętem patrzyć na własne dziecko? Miałem ją już w dniu premiery. Od razu zapadły mi w pamięci Between, It’s Strange i tytułowy Ho! Dwie pierwsze wyróżniały się czymś nowym w dorobku grupy i chyba do nich pasowała ta produkcja stworzona przez rzemieślnika Leszka Kamińskiego. Nie do końca zgodzę się, że jest zupełnym nie wypałem. Ciśnienie wśród ludzi było na nią takie, że zareagowali na nią pozytywnie. A to, że dziś grupa ma w dorobku lepsze płyty, to tylko powód do radości. W sumie to nie ma co zarzucać zespołowi, ot mała stłuczka na drodze do prawdziwej dojrzałej twórczości.
?
(1995, Izabelin Studio)
Stała na półce u mej cioci. Wychodząc, któregoś razu od niej zabrałem ją do odtwarzacza przenośnego. Grupa Hey była w kryzysie, w konflikcie z menadżerem. Jedynie chęć sprawdzenia spowodowała wciśnięcie play. Bez kredytu zaufania (gdzieś wyparował), chłodna ciekawość i… na kolana! Wrócę do Ho! i mojego faworyta z tamtej płyty Beetween, zespół stworzył na ? jego rozwinięcie. Bardzo dobra produkcja znakomicie spisująca się na słuchawkach. Czy to miała być płyta w stylu być albo nie być? Nie wnikam. Jeśli zespół postawił wszystko na jedną kartę, to należą mu się pokłony. Opłacało się i mimo iż spektakularna sława już nie powróciła w takim blasku, zespół mógł spać spokojnie, a my ze słuchawkami zażywać więcej świeżego powietrza pomijając ciasne autobusy, tramwaje…
Karma | Hey | [sic!]
(1997, PolyGram Polska)
(1999, Universal Music Polska)
(2001, Warner Music Polska)
Płytą Karma to ostatnia produkcja z gitarzystą Piotrem Banachem, uważanym za lidera grupy. Kolejne dwie produkcje stworzone bez niego nie obniżyły lotu. Oto zespół Hey na trzech swoich produkcjach (Karma, Hey, [sic!]) stał się dojrzałym, profesjonalnym zespołem. Wiedzą, jak stworzyć przyzwoitą płytę, trzymającą fason i nie przynoszącą obciachu. Z drugiej strony może to powodować wrażenie seryjnej produkcji. Dobry towar schodzący z taśmy produkcyjnej jeden po drugim. W każdy z nich wkłada się serce, dusze. Hey ma jeden ważny atut. Otóż o ile po muzykach można stwierdzić iż osiągnęli pewny poziom i poniżej niego nie zejdą, tak teksty Kasii Nosowskiej stały się najważniejszą częścią grupy. Zastanawiałem się kiedyś czy pani Kasii potrzebni są ci czterej muzycy stojący obok niej na scenie, biorąc pod uwagę jej solową twórczość. Muzyka Hey stała się tłem to śpiewu wokalistki. Wiem, że tak działa prawie każdy zespół, ale nie każda grupa ma taką wokalistkę, potrafiącą na swój własny, jedyny w swym rodzaju sposób śpiewać teksty przez siebie stworzone. To dziś główny powód dla którego warto sięgnąć po te trzy płyty i wszystkie następne.
[koncertowy]
(2003, Warner Music Polska)
Do tej pory widziałem na żywo zespół Hey dwukrotnie. Przyznaje, były to duże festiwalowe imprezy. Ostatni z nich miał miejsce na Przystanku Woodstock 2002. Powaliło mnie, że na tak ogromnej scenie, można stworzyć taki klimat. Wiadomość o kolejnej płycie koncertowej przyjąłem z radością. Bieg do sklepowej półki z płytami brutalnie przerwały mi wypowiedzi samych głównych odtwórców płyty (pamiętajmy też o pozostałych czyli publiczności). Jak można wydać płytę, do której nie ma się 100% przekonania? Znowu zobowiązania kontraktowe? Do półki podchodziłem już wolnymi kroczkami. Jeszcze droga powrotna do domu i…
Gdzie podział się ten magiczny klimat? Przecież w klubie można go uzyskać o wiele lepiej niż w plenerze. Nie ma klimatu, jest klepanina utworów, jakby chciano nam powiedzieć Umiemy zagrać wszystko, dziś zagramy to co sami stworzyliśmy.
[koncertowy] to porażka. Broni się na niej jedynie przeróbka utworu Lecha Janerki. Świetna wokal Kasi Nosowskiej, jej barwa głosu dodała nowego uroku temu utworowi. Nie może jednak być tak, że płytę koncertową ratuje utwór studyjny i trzy teledyski. Wydawało się, że Hey po przygodach z jednym menadżerem będzie twardo stąpał po padole, a tu kolejna wpadka. Czy nie można było powiedzieć, że jest do niczego i nagrywamy jeszcze raz? Lepiej było stwierdzić, a jest jak jest niech będzie? Jasne, jak nie chcesz to nie kupuj, a co jeśli już kupiłem? Wolałbym wydać te pieniądze na bilet i zobaczyć znów zespół na żywo. Wy tak zróbcie, dobrze radzę i do zobaczenia.
___
Tekst z 2003
Przystanek Woodstock 2004
(2004, DVD, Złoty Melon)
Przystankowa kolekcja koncertów na DVD rośnie w siłę. Jeśli tam byłeś, jeśli poczułeś ten klimat nie możesz nie mieć ich w domu. Na pierwszy ogień poszedł u nas koncert zespołu Hey z 2004. Mógłbym tu zacytować samego siebie z bezpośredniej relacji z ich występu na tym festiwalu. Był klimat, była magia. Jest pamiątka. Cenna pamiątka. Z jedną malutką wadą. Kiedy kończyła się właściwa część koncertu Heya i kiedy nagle zgasły światła ten niesamowity efekt został pokazany od strony sceny, a nie publiczności i efekt równy jest 0. Może to jednak dobrze? Może tylko tym wybranym, którzy byli tam wtedy pozostanie to na zawsze w pamięci. Reszta niech tylko ma świadomość, że tak naprawdę jedyny w swym rodzaju klimat jest tam pod sceną. Kiedy dające popalić słońce już zaszło, kiedy stoisz w tłumie, a po plecach biegają ciarki.
Co do samego zespołu to napiszę jedynie tyle, że po ostatniej nie najlepszej płycie live oddają do rąk zainteresowanych płytę, o której marzy nie jeden polski i zagraniczny artysta. Być i zagrać na tej scenie to jedno z największych osiągnięć. Do tego jeszcze taka pamiątka. Dla zespołu, dla tych co byli i dla tych co będą.
____
Tekst z 2005
Błysk
Hey otwierający płytę utwór tytułowyto to jak miks Lipali Wiersza z płyty Trio z twórczością Marcina Świetlickiego. Dalej z każdą minutą ma się wrażenie, że grupie przypadła do gustu twórczość Dawida Podsiadło. Teksty i głos Katarzyny Nosowskiej bronią honoru. Dużo przystępniej niż na Do rycerzy, do szlachty, doo mieszczan.
___
Tekst z 2016
Przeczytaj również: