Heading For Tomorrow (1990, Noise)
W przeciwieństwie do naszych zachodnich sąsiadów za najbardziej popularne odłamy metalu upodobaliśmy sobie te najbardziej ekstremalne, czyli death i black. Z pewnością rynkowy byt takiego magazynu jak Heavy Metal Pages świadczy o tym iż fanów heavy power metalu u nas nie brakuje. Nie brakuje też zapewne fanów Gamma Ray. Z każdym następnym wydawnictwem grupy przybywa ich w naszym kraju. Ilu zatem było ich kiedy to Gamma Ray, będąca jeszcze wówczas projektem wydawała swój debiut? Jedno jest pewne Ci, którzy poznali późniejsze wydawnictwa zespołu sięgnęli też po pierwszą płytę. Heading For Tomorrow nie będzie czasem straconym, a i łatwo dojdziecie do wniosku iż zespół ten na laurach nie osiadł.
Sigh No More (1991, Noise)
Wspomniałem o powyżej o popularności ekstremalnych odmian metalu wśród polskich fanów. Wspomnę też o osobie, która propagowała w swych audycjach radiowych dobry metal, a nie naciągała słuchaczy na konkretny jej odłam. Ów kimś był Kris Brankowski prowadzący w PR3 m.in. Metalowe Tortury. Dziś ze świecą szukać w radio takich audycji. Wracając jednak do muzyki to właśnie dzięki Krisowi usłyszałem po raz pierwszy Gamma Ray. Utwór pochodził właśnie z płyty Sigh No More. Pierwsze wrażenie spore, a to zawsze sprawia iż zaczynam szukać informacji o danym zespole. I okazało się, że Gamma Ray to zespół Kai Hansena, który opuścił zespół Helloween. Z czasem przyszło mi posłuchać całej płyty, a po latach na mej półce stanął CD. To właśnie Sigh No More sprawiła iż przystaje w pędzie kiedy dostrzegam jakąś informacje dotyczącą tego zespołu.
Dzięki Kris! Nie wiem czy bez ciebie zwróciłbym na nich uwagę, ale wiem iż wówczas moje muzyczne hobby byłoby uboższe o dźwięki z kolejnych wydawnictw Gamma Ray. Sigh No More to dla mnie sentymentalna podróż w przeszłość. Zaręczam jednak, że nie tylko z tego powodu chętnie załączam tą płytę. Jest tu bowiem muzyka, która jest warta słuchania.
Insanity And Genius (1993, Noise)
Pomimo osłuchania się z Sigh No More nie śledziłem poczynań zespołu na bieżąco. Ten fakt sprawił iż dopiero za sprawą Somewhere Out In Space postanowiłem sprawdzić co zespół nagrał między obiema wspomnianymi wydawnictwami. Szczerze napiszę iż wiele nie straciłem jeśli chodzi o trzeci studyjny krążek grupy. Nie ma tu nic co naprawdę przyciągnęło by ucho. Okazuje się, że i Gamma Ray nie uchroniła się kryzysu. Oczywiście warsztat muzyków i wykonawstwo bez zastrzeżeń, ale to wydaje mi się raczej rzeczą oczywistą na tyle iż w ogóle nie powinno się o tym wspominać. Ta płyta nie ma szans zagościć u mnie od początku do końca. Kiedy kręci się w odtwarzaczu CD z Insanity And Genius z czasem stwierdzam iż muzyka nie przyciąga mojej uwagi. Wyłączam ją. Brak tej płycie czegoś co sprawi iż jej słuchanie naprawdę wciągnie słuchacza.
Land Of The Free (1995, Noise)
O ile w Europie heavy metal przeżywał kryzys popularności (no może z wyjątkiem Niemiec, o których dziś mówi się, że uratowały popularność heavy metalu w Europie), o tyle w Japonii nic się nie zmieniło. Płyta Land Of The Free była sukcesem. Ile w tym udziału fanów z Kraju Kwitnącej Wiśnie pozostanie zagadką. O ile w tym czasie nie przestałem interesować się metalem ani na chwile jakoś nic nie sprawiło aby ta płyta zwróciła moją uwagę. Oczywiście nadrabiając zaległości w dyskografii Gamma Ray przyszło mi skonfrontować również ten krążek. Wniosek? Płyta jest lepsza od Insanity And Genius, ale na rok 2003 grupa nagrał co najmniej trzy lepsze płyty. Wyniki sprzedaży bowiem nie powinny określić czy muzyka na danej płycie jest dobra czy zła.
Somewhere Out In Space (1997, Noise)
Utwór tytułowy znalazł się na pierwszej edycji składanki Adrenalina dołączanej swego czasu do magazynu Thrash’Em All. Większą jej część stanowiły bardziej ekstremalne dźwięki. Nie sposób było więc zauważyć wyróżniający się odmienny od pozostałych utwór Gamma Ray. Przypadł mi on na tyle do gustu iż zaczęły się moje poszukiwania tego co Kai Hansen i koledzy zrobili od czasu Sigh No More do tamtej pory. Sięgnąłem też i po krążek, który promował wspomniany na początku utwór.
Zespół Gamma Ray okazał się konsekwentny, nie ugiął się kiedy nadeszły czarne chmury dla gatunku, w którym tworzy, przetrzymał kryzys twórczy. Opłacało się. Zespół nie tylko dojrzał, ale dorobił się też grona wiernych fanów cieszących się z każdego dźwięku nagranego przez grupę. Zespół ten ma już nie wątpliwie swoje miejsce w historii metalu i rocka, a Somewhere Out In Space wyprowadza zespół na prostą, ku szczytowi, do którego z powodzeniem do dziś zmierza.
Powerplant (1999, Noise)
Słuchając tej płyty już po pierwszym przesłuchaniu wpadnie wam w ucho przeróbka It’s A Sin autorstwa Pet Shop Boys. Kilka następnych przesłuchań i nasuwa się refleksja iż Gamma Ray dojrzało. Z latami obok profesjonalnego wykonania dochodzi też talent komponowania naprawdę porywającej płyt. Powerplant potwierdza to w pełni. Chyba nic więcej nie trzeba dodawać. Śmiało możecie sięgnąć po tą płytę, rozczarowania i zawodu nie powinno być.
No World Order (2001, Metal-Is)
Czy Gamma Ray się jeszcze rozwija? Czy raczej jest już tak iż czego nie skomponuje to obraca się to w złoto? No World Order wydaje się być odpowiedzią pozytywną na oba postawione pytania. Trudno w to uwierzyć biorąc pod uwagę fakt, że heavy metal wydaje się gatunkiem, w którym powiedziano już wszystko. Jeśli jednak tak jak Kai Hansen nie oglądało się na nikogo, stworzyło się własny styl naśladowany przez dziesiątki grup, ma się wsparcie ze strony sporej ilości fanów to ma się też siły na stworzenie jeszcze czegoś świeżego. Czegoś co słuchacz przyjmie z zainteresowaniem i ciekawością, będzie miał ochotę słuchać nie raz i nie dwa.
Gamma Ray miewała kryzysy. Wynikały one jednak raczej ze słabszych kompozycji niż tworzeniu pod publikę. Na No World Order nie tylko nadal się nie ugięła, ale stworzyła muzykę jeszcze bardziej heavy, bardzie power niż na jakiejkolwiek innej płycie. Gamma Ray to czołówka światowego metalu. Dowodem niech będzie przyjęcie grupy na festiwalu Mystic Festiwal w 2002 roku, kiedy to zespół po raz pierwszy odwiedził nasz kraj. Publiczność złożona z miłośników wszystkich odmian metalu bawiła się świetnie podczas ich występu i zgotowała grupie entuzjastyczną owację.
No World Order broni się i pozwala bez obaw spoglądać w przyszłość zarówno muzykom jak i ich fanom. Warto dołączyć do grona, czekających cierpliwie na kolejne wydawnictwa grupy, uprzyjemniających sobie czas choćby właśnie tą płytą.
___
Tekst z 2003
Majestic (2005, Metal-Is)
Płyta Armii Duch to skarbnica gitarowych riffów zagranych przez Popkorna. Ciężko powiedzieć jak mocno zaistniała ta pozycja poza granicami Polski i czy tylko zbieg okoliczności sprawił, że riff z utworu Pieśnią moją jest Pan do złudzenia przypomina melodię nagraną przez Gamma Ray w utworze Majesty?
Skoro już mowa o zapożyczeniach to polecam jeszcze szczególnej uwadze My Temple, a szczególnie jego fragment gdzie Kai Hansen wyśpiewuje swoją partię niczym Ozzy Osbourne w Sabbath Bloody Sabbath. Znając ten utwór Black Sabbath z płyty o takim samym tytule nie sposób nie wychwycić tego momentu.
Kto wie ile jeszcze takich kruczków kryje w sobie płyta Majestic zespołu Gamma Ray, pewnie każdy z was wyłapie coś co skojarzy mu się z jakimś utworem z przeszłości. Ile przypadkowości, a ile świadomego działania wiedzą pewnie tylko ci, którzy pracowali nad tą płytą w studio. My dostaliśmy do rąk kolejną płytę i od każdego z nas zależeć będzie czy płyta zwróci naszą uwagę. Powiem wprost, odchodząc już od skojarzeń, płyta Majestic to konsekwentny krok naprzód. Nie spotkacie tu żadnych rewolucyjnych rozwiązań, brzmień, czy wpływów poza obszar w jakim Gamma Ray porusza się od początku swojego istnienia.
Już na poprzedniej płycie No World Order zespół zaostrzył brzmienie, co zbliżyło go szczególnie w partii gitar do Judas Priest. Majesty jest rozwinięciem tego posunięcia. Są więc konkretnie tnące gitary. To chroni nas przed uczucie przesytu i nadmiaru słodkiego lukru. Kai Hansen przyzwyczaił też swoich słuchaczy do nagrywania utworów niekoniecznie opartych na jednym riffie na utwór. Dodając do tego wysmakowany czas każdej z kompozycji nie można powiedzieć, że płyta Majestic zanudza słuchacza. Nawet przeszło ośmiominutowy Revelation, czy prawie siedmiominutowy Blood Religion nie wywołuje odruchów ziewania. Jest to znów zwarty i równy zestaw kompozycji, które nie powinny rozczarować stałych nabywców krążków tego zespołu. Ci, którzy dopiero teraz chcieliby sprawdzić co to jest ten cały power metal również mogą sięgnąć po tą płytę. Nie wiele zespołu tak konsekwentnie jak Gamma Ray trzyma się obranej na początku drogi, z każdym wydawnictwem wydając wręcz wzorcową płytę.
Należy zatem pozbyć się sentymentalnych stwierdzeń, że najlepszą płyta grupy jest Land Of The Free, bo każda następna zawierała równie dużo dobrej muzyki, a wspomniana jedynie zaliczyła największy nakład sprzedaży i nie patrząc na to co ludzie powiedzą samemu sprawdzić czy cały ten power metal nas jeszcze bawi. Z moje strony brawa za kolejną płytę na gammarejowskim poziomie. Lepsza taka płyta niż ewentualny udział mistrza Hansena w spektakularnym powrocie do przeszłości jego poprzedniej grupy, która zwie się Helloween. To już jednak inna historia. Tu i teraz zachęcam do posłuchania Majestic, kolejnej idealnej produkcji z gatunku power metalu.
___
Tekst z 2006