Tytuł List do M. skojarzył mi się od razu z zespołem Dżem. Pierwsze zwiastuny rozwiały moje podejrzenia. To nie kolejna tragifarsa o zmarłym liderze grupy. To list to Mikołaja, Miłości…Z powodzeniem można mówić nie tylko o udanej komedii. To bardzo dobry film na święta. List do M. swą konstrukcją scenariusza przypomina To właśnie miłość. Wyjątkowo udał się scenariusz, co w polskim przypadku jest wręcz nieosiągalne. Doborowa obsada topowych aktorów gwarantuje doskonałą zabawę.
Klimat świąt udziela się już z początkiem listopada. Przyozdobione wystawy sklepowy, coraz częściej i więcej ulic. W dobrym czasie List do M. wszedł na ekrany kin. Ogarnięci szałem zakupów zapominamy o tym co najważniejsze w tych wyjątkowych dniach. Siła przekazu przynajmniej na nadchodzące Boże Narodzenie nie powinna nam pozwolić zapomnieć. O Miłości.
List do M. pozwala też nabrać dystansu do codzienności. Kiedy rusza cały zakupowy szał może chociaż na chwilę uda się nam zatrzymać, pomyśleć i popatrzeć na otaczający nas świat z boku.
Idą święta. Wyjątkowe. Niby każde są takie, niepowtarzalne i jedyne w swoim rodzaju. Każdy ma swoją wagę i wartości. Dzięki Listowi do M. mogę wewnętrznie już cieszyć się na ten czas. Film wywołuje tęsknotę i ciche marzenie, by czar świąt trwał stale, bez przerwy.
___
Film List do M., reżyseria Mitja Okorn, scenariusz Karolina Szablewska i Marcin Baczyński, produkcja Polska, 2011