Faith No More


The Real Thing (1989, Slash)
To był czas kiedy dużo słuchałem zespołu Anthrax. Była to pierwsza grupa, która otworzyła się na na odmiennie skrajne gatunki – hip hop, rap. The Real Thing to mieszanka zupełna! Nic tylko skakać. Epic stał się moim hitem na wiele dni. I dziś miło posłuchać utworów z tego krążka, choć czas trochę odgryzł się na jego brzmieniu.

Angel Dust (1992, Slash)
Po The Real Thing były oczekiwania. Presja dla zespołu – być albo nie. I co? Udało się pełną parą! Mniej tu gitary, ale klimat stworzyły tu klawisze. Zespół pokazał tu, że można zagrać z zębem i melodią również z wykorzystaniem parapetu. Warto poznać tą płytę.

King For A Day Fool For A Lifetime (1995, Slash)
Faith No More dojrzało! To najlepsza wg mnie płyta tego zespołu. Są tu skrajne kompozycje – od wrzaskliwego czadu do melancholijnych melodii. Zróżnicowana płyta, ale nie zwykle jednolita zarazem. I w tym jej urok. Słucha się z ogromną przyjemnością od początku do końca. Trzeba znać!
___
Tekst z 2001

Album Of The Year (1997, Slash)
King For A Day… okazał się dla mnie tak wyśmienitym krążkiem iż po jego następczynie nie odważyłem się sięgnąć od razu po premierze. Nagły rozpad zespołu jeszcze bardzie oddalił mnie od tego. Kiedy na rynku ukazała się składanka najlepszych utworów w końcu poznałem, ponoć najlepsze, numery z płyty Album Of The Year. Wiedziałem, że teraz jest czas na konfrontacje niestety z ostatnią studyjną płytą grupy.
Dziś ta płyta jest jakby pierwszym rozdziałem do tego co zrobił z grupą Mr. Bungle Mike Patton na płycie California. Jeszcze większa rozpiętość klimatu niż to było na genialnej płycie King For A Day… ogrom pomysłów no i ten głos. Kreatywny, niepowtarzalny, ekspresyjny.
Zastanawiam się tak czasem czy to dobrze iż się rozpadli. Czy to co nagrali na ostatnich swoich dwóch płytach cieszyło ich? Kogo najbardziej? Mike’a Pattona? On poszedł dalej w klimaty jeszcze bardziej odległe. Więc śmiało można powiedzieć, że rozdział z muzyką Faith No More jeszcze nie został zamknięty. Pisze się dalej pod nazwą choćby wspomnianego już Mr. Bungle.
Album Of The Year to nie płyta dla muzyków. To płyta dla otwartych fanów tego zespołu, którzy nie zamknęli się w pudełku razem z Angel Dust, która jak dla mnie kompletnie została przyćmiona następnymi produkcjami zespołu.
___
Tekst z 2003

Who Cares A Lot? The Greatest Hits (1998, Slash)
Nie napiszę, że był to jedyny obiecujący zespół, który wolał zakończyć swą działalność, niż patrzeć na to jak ich coraz większa dojrzałość jest coraz mniej rozumiana. Zespół, który tworzył coś swojego ponad trendami, został przez trend i modę pogrzebany. Who Cares A Lot? to doskonała składanka pokazująca drogę rozwoju. Mamy tu nie tylko hity, ale również dzięki drugiemu krążkowi kilka perełek. Od ostrego czadu do wręcz ciszy. Nie wielu to potrafi. Mike Patton z kolegami potrafili doskonale. Jeśli nie macie zamiaru kompletować ich płyt to przynajmniej tą składankę mieć musicie!
___
Tekst z 2001