Czarne skóry i ćwieki – Judas Priest i Motörhead


czyli dekady metalu cz.2

Judas Priest British Steel

 

Nie wiem jak dzisiejsze pokolenia, ale kiedy byłem nastolatkiem chciałem mieć dżinsową katanę i marzyłem o skórze. Marzenie się spełniło i dumnie kroczyłem ulicami miast odziany w swoją ramoneskę. Przyjęło się mówić, że to nie szata zdobi człowieka, ale heavy metalu to chyba nie dotyczy, a przynajmniej nie dotyczyło. Dziś tylko metalowe święta pokroju Metalmania sprawiają, że na świecie robi się czarno od kroczących w stronę świątyni metalu fanów ekstremalnej muzyki.

Judas Priest

Niewątpliwym prekursorem metalowej mody był zespół Judas Priest. Choć zespół upchany został do szufladki New Wave British Of Heavy Metal to na dobrą sprawę są oni łącznikiem między nowymi zespołami, a tym co zaczęło się na Wyspach Brytyjskich jakąś dekadę wcześniej. Zatem po Black Sabbath odświeżenie metalowego stylu przypisuje się Judas Priest. Mam co do tego wątpliwości, ale do rzeczy.

Judas Priest Painkiller

 

Udanym podsumowaniem pierwszych lat działalności Judas Priest jest koncertowa płyta Unleashed In The East. Po jej wydaniu stało się oczywiste, że nadchodzi nowa fala, której nic nie jest w stanie powstrzymać. Jeżeli źródła nie kłamią, to przełomowym dniem dla muzycznej sceny heavy metalu od czasów wydania debiutu Black Sabaath był 14 kwietnia 1980 roku.

Tego dnia swoje premiery miały płyty British Steel, szczytowe osiągnięcie Judas Priest i debiutancki album Iron Maiden. Rob Hallford z kolegami startowali z wysokiego poziomu i być może jeszcze nie odczuli oddechu swoich młodszych kolegów na plecach. Steve Harris potrzebował dwóch lat by zostawić starszych kolegów daleko gdzieś w tyle.

Judas Priest czując, że lepszy pieniądz można zarobić w USA skupił się na podboju amerykańskiego kontynentu. Kolejne płyty, niby wyniki sprzedaży takie, że nie ma się do czego przyczepić, ale jednak wartość muzyki spadła. Zespół otrząsnął się z początkiem kolejnej dekady wydając Painkiller. Kto wie jak wszystko potoczyłoby się dalej gdyby nie Czarny album idącej na szczyt Metalliki.

Tim Owens

Judas Priest Live In London

 

Sprawy pokomplikowały też procesy sądowe i skończyło się na tym, że zespołem Judas Priest pożegnał się jej filar Rob Halford. Zespół potrzebował kilku lat żeby stanąć na nogi. Uczynił to z nowym wokalistą, Timem Owensem. Nie wiem jak wam, ale mnie Jugulator i Demolation przypadły do gustu, a zwieńczeniem kariery zespołu była kolejna bardzo dobra płyta koncertowa Live Meltdown i jej filmowy odpowiednik Live In London.

Nie wzruszył mnie powrót do zespołu Roba Halforda, nawet jeżeli pierwsza trasa od chwili jego powrotu była czymś wartym zobaczenia to słabe płyty, trasy z tanim chwytem reklamowym i hasłami typu ostatnia, pożegnalna, pogrążyły Judas Priest pogrążyły ten zespół w otchłań.

Ryk besti. Dekady Metalu - Ian Christe

 

Nie mam uprzedzeń do Roba Halforda. Lubię jego solową płytę Halford. Jednak Judas Priest to przede wszystkim duet dwóch gitarzystów – K.K. Downing i Glenn Tipton. Płyty koncertowe oddają to najlepiej. Ich styl zainspirował wielu młodych zespołów, których styl nie polegał na kopiowaniu swoich bogów. Slayer jest tutaj najlepszym przykładem.

Motörhead

Motorhead No Sleep 'til Hammersmith

 

Wspomniałem wcześniej o wątpliwościach jeżeli chodzi o to kto zastąpił na piedestale metalowej sceny Black Sabbath. W drugiej połowie lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia kimś takim był Motörhead. Żadna z płyty Judas Priest nie równa się z tym co w 1979 roku zaproponował Lemmy z kolegami. Płyty Overkill, Bomber, a chwilę potem Ace of Spaces to silne karty przetargowe. Dodajmy, że przypieczętowane doskonałą płytą koncertową No Sleep ’til Hammersmith.

Robić swoje, do końca, a szacunek fanów pozostanie na wieki. Ian Christe, w książce Ryk bestii. Dekady metalu trochę tego nie dostrzega, skupiając się na tym co w danej dekadzie metalu dobrze się sprzedawało. I kilka takich platynowych płyt przeszło do historii, także jako dzieła uznane, klasyki metalowego gatunku, ale o wielu też dziś się już nie pamięta.

Śmierć Lemmiego nie uczyniła z niego męczennika Był legendą już za życia i pozostanie nią na zawsze. Zaś nazwa Judas Priest świetnie oddaje to czym ten zespół stał się w ostatnich latach. Zachłanność, chciwość, zdrada, tyle mogę powiedzieć dziś o twórcach British Steel, którą poznać trzeba bez względu na teraźniejszość.
___
Na podstawie książki Ryk bestii. Dekady metalu, autor Ian Christe, tłumaczenie Jakub Kozłowski, wydawnictwo In Rock, Czerwonak 2020
zdjęcia: okładki wydawnictw